Wychyliłam się bardziej i zobaczyłam moją mamę, która była pijana. Często jej się to zdarzało. Odkąd miałam pięć lat, przychodziła wieczorami ścięta gorzej, od niektórych alkoholików. Dzisiaj jak widać musiała mieć jeden z tych dni.
Leżała na podłodze w salonie, obok kanapy. No pięknie.
- Odetta- powiedziała i uśmiechnęła się w moją stronę. Jej głowa nie mogła ustać w miejscu. Wow, pierwszy raz powiedziała moje pełne imię. Muszę to zapisać w kalendarzu.
Podniosłam ją z zimnej podłogi i wolno zaprowadziłam do sypialni. Dzięki Bogu ma ją na parterze! Cały czas się chwiała, więc musiałam użyć dużo siły, aby nie spadła. Położyłam ją na łóżku i przykryłam kołdrą. Muszę wyjść się przewietrzyć!
Zostawiłam mamę, założyłam czarną bluzę oraz buty i wyszłam. Co jak co, ale zawsze gdy się spiła to przynajmniej umiała trafić do sypialni. Nie wiem co jej dzisiaj strzeliło do głowy. Nie dość, że była pijana to mogła się przeziębić, ponieważ miała tylko swój uniform do pracy, a przecież mamy dopiero luty.
Kopnęłam kamień, który napatoczył się obok mojego buta. Weszłam w jakąś uliczkę (nawet nie wiem jaką) i zakrywając twarz rękoma, usiadłam na chłodnej ziemi. Oparłam się plecami o ceglany budynek. Zaczęłam płakać. Sama nie wiem czemu, przecież widziałam już taką sytuację i to nie raz. Mam dość wszystkiego. Moje życie jest tak nudne, że można, by je porównać z ścierką do podłogi. Szara rzeczywistość osacza mnie ze wszystkich stron i nie mam prawa z niej wyjść. Pomimo tego, że mam niecałe osiemnaście lat i mogę robić ''co chcę'' to w środku jestem uziemiona. Nie potrafię inaczej. Po części się do tego przyzwyczaiłam, ale tylko dlatego, by przetrwać do końca szkoły.
Usłyszałam strzał. Podniosłam głowę i wytarłam bluzą moje mokre policzki od łez. To nie był dobry pomysł, by wybierać się na spacer o dwudziestej trzeciej. Przyciągnęłam do siebie. Zobaczyłam, że ktoś leży pięćdziesiąt metrów przede mną, krzycząc z bólu. Złapałam się za usta, aby nie móc krzyczeć. Moje oczy rozszerzyły się do rozmiaru piłeczki pingpongowej. Zarzuciłam wolno kaptur na głowę, a zaraz po tym zobaczyłam sylwetkę drugiego mężczyzny. Czułam jak tracę kontrolę nad kończynami, gdy dostrzegłam pistolet w jego prawej ręce. Schylił się do leżącego, a po chwili wstał i naładował broń. Miał już strzelić, kiedy pod wpływem adrenaliny wstałam i zaciskając rękawy bluzy, krzyknęłam z przerażenia. Kaptur opadł bezwiednie na moje plecy. Moje ciało oblał nieprzyjemny dreszcz przez to jaką głupotę zrobiłam.
Mężczyzna od razu odwrócił się w moją stronę. Spojrzał przeszywająco w moje oczy. Zadrżała mi dolna warga, a oczy mimowolnie zaszkliły. Moje ręce zaczęły się trząść przed tym co ma nadejść. Podszedł do mnie, wziął moją rękę i zgiął ją, na co pisnęłam. Odwrócił mnie, więc teraz byłam oparta plecami o jego tors. Przycisnął broń do mojej głowy, na co ja zamknęłam oczy z przerażenia.
- Jeśli komuś powiesz, zabije cię- wyszeptał mi do ucha, gryząc lekko jego opłatek.
Moje oddechy były nieregularne. Bałam się. Strasznie się bałam. Gwałtownie szarpnął mną za rękę, prowadząc do czarnego audi r8. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, że ma mnie puścić, ale nie reagował. Złapałam jego rękę i próbowałam ją z siebie ściągnąć, ale to nie pomagało, a wręcz było jeszcze gorzej, bo jego uścisk zaczynał być mocniejszy.
- Puszczaj mnie!- krzyknęłam.
Nic nie robił sobie z moich krzyków. Wepchnął mnie do samochodu i zaraz pojawił się obok mnie. Zagryzłam z paniki wargę, próbując się nie rozpłakać. Odpalił auto i pojechał w nieznaną mi później drogę.
- Czy dziewczyny w twoim wieku, nie mają innego zajęcia tylko siedzą w ciemnych uliczkach?
- Nie możesz mnie po prostu zostawić?- Mój głos drgał, ale próbowałam o tym nie myśleć.
- No proszę. Odzyskałaś mowę.
- Nie przeszliśmy na 'ty'- szepnęłam kąśliwie
- Gdzie jedziemy?- niebezpiecznie drgałam. To nie moja wina, że gdy sytuacja jest napięta to z przejęcia drgam. Nie odpowiedział. Zachowywał się jakby mnie tam nie było - Przepraszam?
- Zamknij się- powiedział nie wzruszony tylko dalej skupiał się na drodze.
- Głupek- prychnęłam cicho do siebie, lecz chyba on to usłyszał.
Zatrzymał gwałtownie samochód, na co ja schowałam pomiędzy moje nogi drgającą rękę. Popatrzył się na mnie i jego uwagę przykuła właśnie ta ręka. Uśmiechnął się lekko. Kurwa pewnie inaczej to odebrał. Spokojnie, oddychaj.
- Widzę, że ktoś jest...- zaczął, lecz mu przerwałam
- Nie kończ.
Zwilżył swoje wargi po czym przysunął się bliżej mnie. Niech on się cofnie, bo nie ręcze za siebie
- Szczerze mówiąc, zawsze podobały mi się te grzeczne dziewczynki- szepnął mi do ucha i położył swoją rękę na moim kolanie
- Spierdalaj- powiedziałam pewna siebie. Łał, 5 min. z nim i się zmieniam, na gorsze!
Uśmiechnął się spuszczając wzrok i wrócił na swoje miejsce. Znów włączył maszynę i pojechaliśmy dalej
- Odważna jesteś- powiedział skręcając w jakąś nieznaną mi uliczkę.- Ja na twoim miejscu srałbym w gacie, jadąc autem z kolesiem, który groził, że mnie zabije. ,
Rzeczywiście miał racje. Za bardzo się afiszuje. Przygryzłam lekko wargę ze zdenerwowania i schowałam tę samą drgającą rękę za plecy. Teraz naprawdę się boje. Jadę z facetem- nawet nie znam jego imienia- nie wiem gdzie, a do tego ma jeszcze broń. Teraz naprawdę jestem sparaliżowana strachem.
- T... to powiesz gdzie jedziemy?- jąkałam się. On natychmiast wyciągnął broń i przystawił mi ją do głowy. Wstrzymałam oddech, zamykając mocno oczy. To się nie dzieje naprawdę! Po chwili wyrzucił za siebie broń.
Nastąpiła cisza. Trwała ona może z dziesięć minut. Jednak nie dane mi było rozmyślać nad ucieczką ponieważ on ją przerwał.
- Jak masz na imię? - spytał. Nie chcę mu mówić mojego imienia. Jest strasznie obciachowe.
- Deta- powiedziałam na szybko
- To skrót od jakiego imienia?- spytał ponownie nie odrywając się od prowadzenia pojazdu
- Powiem, jeśli ty powiesz jak masz na imię- znalazłam dobre wyjście z sytuacji. Przecież on mi nie powie jak ma na imię! Spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Louis- miałeś nie mówić! Ale zresztą ładne imię. Pasuje do niego. Niby słodkie imię, ale jeśli dobrze się przyjrzysz, jest niebezpieczne i drapieżne - Teraz twoja kolej
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam jąkając się:
- O...Odetta
Zaczął się głośno śmiać. Nie dość, że w szkole mam przez to imię piekło, to teraz on. Ale zresztą czego można się spodziewać po człowieku, który zabił drugiego człowieka. Nie moja wina, że mama kochała Księżniczkę Łabędzi. Skrzyżowałam swoje ręce z zażenowania. Wiedziałam, że nie warto mu mówić. Idiota! Moje oczy się zaszkliły, lecz nie wypłynęła z nich żadna łza.
- Kto cię tak skrzywdził?- spytał nie przestając się śmiać.
Nie odezwałam się. Miałam nadzieje, że to poskutkuje. Idiota. Niektórzy mają gorsze imiona od moich.
- Przynajmniej wiem jak moja ofiara ma na imię- powiedział uśmiechając się cwaniacko
- Przynajmniej wiem jakich ludzi już nie znoszę.
- Ludzie zazwyczaj boją się, gdy zostaną porwani - powiedział niskim głosem
- Zazwyczaj- zaakcentowałam słowo
- Odetta- powtórzył moje imię, próbując je sobie oswoić
- Mów do mnie Deta!
- Dobrze Odetto- znów uśmiechnął się uwodzicielsko na co ja przewróciłam oczami. Co za dupek!
- Chcę do domu.- powiedziałam stanowczo
- Nie mogę tak zaryzykować, Odetto - zrobił pauzę- Widziałaś za dużo
- I tak mnie zabijesz
- Jesteś strasznie wygadana, co?
- Chcę do domu.- powtórzyłam
- Nie płacz jak małe dziecko.
- Jeśli mnie zawieziesz do domu!
Ze wściekłości uderzył rękami w kierownicę. Podskoczyłam ze strachu, a moja ręka znowu dawała się we znaki. Gwałtownie się zatrzymał, a po chwili zawrócił. Tak! Wysłuchał mnie! Jestem tak szczęśliwa, że zaraz wylecę przez okno!
Nie odzywaliśmy się już do siebie. Jechał szybko, lecz przyzwyczaiłam się już do tej prędkości. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu. Cichym spokojnym domu. Może nie do końca spokojnym, ale lepsze to niż bycie w mieszkaniu pana Louisa. Do tej pory nie wiem ile ma lat. Może to i lepiej. Zatrzymał się koło tego parku, tam gdzie odbyła się cała ta strzelanina. Odpiełam pas i miałam już wychodzić gdy złapał mnie za nadgarstek, powodując odwrócenie się mojej głowy w jego stronę.
- Jeśli komuś powiesz, uwierz mi- przysunął się bliżej i znów szepnął mi do ucha- Zabije cię, Odetto...
___________________
Pierre White- dokładnie Marco Pierre White brytyjska gwiazda kuchni itd.
Jak się podobał pierwszy rozdział? Nie pisałam prologu, bo ich i tak nikt nie czyta, nawet ja xD
Podniosłam ją z zimnej podłogi i wolno zaprowadziłam do sypialni. Dzięki Bogu ma ją na parterze! Cały czas się chwiała, więc musiałam użyć dużo siły, aby nie spadła. Położyłam ją na łóżku i przykryłam kołdrą. Muszę wyjść się przewietrzyć!
Zostawiłam mamę, założyłam czarną bluzę oraz buty i wyszłam. Co jak co, ale zawsze gdy się spiła to przynajmniej umiała trafić do sypialni. Nie wiem co jej dzisiaj strzeliło do głowy. Nie dość, że była pijana to mogła się przeziębić, ponieważ miała tylko swój uniform do pracy, a przecież mamy dopiero luty.
Kopnęłam kamień, który napatoczył się obok mojego buta. Weszłam w jakąś uliczkę (nawet nie wiem jaką) i zakrywając twarz rękoma, usiadłam na chłodnej ziemi. Oparłam się plecami o ceglany budynek. Zaczęłam płakać. Sama nie wiem czemu, przecież widziałam już taką sytuację i to nie raz. Mam dość wszystkiego. Moje życie jest tak nudne, że można, by je porównać z ścierką do podłogi. Szara rzeczywistość osacza mnie ze wszystkich stron i nie mam prawa z niej wyjść. Pomimo tego, że mam niecałe osiemnaście lat i mogę robić ''co chcę'' to w środku jestem uziemiona. Nie potrafię inaczej. Po części się do tego przyzwyczaiłam, ale tylko dlatego, by przetrwać do końca szkoły.
Usłyszałam strzał. Podniosłam głowę i wytarłam bluzą moje mokre policzki od łez. To nie był dobry pomysł, by wybierać się na spacer o dwudziestej trzeciej. Przyciągnęłam do siebie. Zobaczyłam, że ktoś leży pięćdziesiąt metrów przede mną, krzycząc z bólu. Złapałam się za usta, aby nie móc krzyczeć. Moje oczy rozszerzyły się do rozmiaru piłeczki pingpongowej. Zarzuciłam wolno kaptur na głowę, a zaraz po tym zobaczyłam sylwetkę drugiego mężczyzny. Czułam jak tracę kontrolę nad kończynami, gdy dostrzegłam pistolet w jego prawej ręce. Schylił się do leżącego, a po chwili wstał i naładował broń. Miał już strzelić, kiedy pod wpływem adrenaliny wstałam i zaciskając rękawy bluzy, krzyknęłam z przerażenia. Kaptur opadł bezwiednie na moje plecy. Moje ciało oblał nieprzyjemny dreszcz przez to jaką głupotę zrobiłam.
Mężczyzna od razu odwrócił się w moją stronę. Spojrzał przeszywająco w moje oczy. Zadrżała mi dolna warga, a oczy mimowolnie zaszkliły. Moje ręce zaczęły się trząść przed tym co ma nadejść. Podszedł do mnie, wziął moją rękę i zgiął ją, na co pisnęłam. Odwrócił mnie, więc teraz byłam oparta plecami o jego tors. Przycisnął broń do mojej głowy, na co ja zamknęłam oczy z przerażenia.
- Jeśli komuś powiesz, zabije cię- wyszeptał mi do ucha, gryząc lekko jego opłatek.
Moje oddechy były nieregularne. Bałam się. Strasznie się bałam. Gwałtownie szarpnął mną za rękę, prowadząc do czarnego audi r8. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć, że ma mnie puścić, ale nie reagował. Złapałam jego rękę i próbowałam ją z siebie ściągnąć, ale to nie pomagało, a wręcz było jeszcze gorzej, bo jego uścisk zaczynał być mocniejszy.
- Puszczaj mnie!- krzyknęłam.
Nic nie robił sobie z moich krzyków. Wepchnął mnie do samochodu i zaraz pojawił się obok mnie. Zagryzłam z paniki wargę, próbując się nie rozpłakać. Odpalił auto i pojechał w nieznaną mi później drogę.
- Czy dziewczyny w twoim wieku, nie mają innego zajęcia tylko siedzą w ciemnych uliczkach?
- Nie możesz mnie po prostu zostawić?- Mój głos drgał, ale próbowałam o tym nie myśleć.
- No proszę. Odzyskałaś mowę.
- Nie przeszliśmy na 'ty'- szepnęłam kąśliwie
- Gdzie jedziemy?- niebezpiecznie drgałam. To nie moja wina, że gdy sytuacja jest napięta to z przejęcia drgam. Nie odpowiedział. Zachowywał się jakby mnie tam nie było - Przepraszam?
- Zamknij się- powiedział nie wzruszony tylko dalej skupiał się na drodze.
- Głupek- prychnęłam cicho do siebie, lecz chyba on to usłyszał.
Zatrzymał gwałtownie samochód, na co ja schowałam pomiędzy moje nogi drgającą rękę. Popatrzył się na mnie i jego uwagę przykuła właśnie ta ręka. Uśmiechnął się lekko. Kurwa pewnie inaczej to odebrał. Spokojnie, oddychaj.
- Widzę, że ktoś jest...- zaczął, lecz mu przerwałam
- Nie kończ.
Zwilżył swoje wargi po czym przysunął się bliżej mnie. Niech on się cofnie, bo nie ręcze za siebie
- Szczerze mówiąc, zawsze podobały mi się te grzeczne dziewczynki- szepnął mi do ucha i położył swoją rękę na moim kolanie
- Spierdalaj- powiedziałam pewna siebie. Łał, 5 min. z nim i się zmieniam, na gorsze!
Uśmiechnął się spuszczając wzrok i wrócił na swoje miejsce. Znów włączył maszynę i pojechaliśmy dalej
- Odważna jesteś- powiedział skręcając w jakąś nieznaną mi uliczkę.- Ja na twoim miejscu srałbym w gacie, jadąc autem z kolesiem, który groził, że mnie zabije. ,
Rzeczywiście miał racje. Za bardzo się afiszuje. Przygryzłam lekko wargę ze zdenerwowania i schowałam tę samą drgającą rękę za plecy. Teraz naprawdę się boje. Jadę z facetem- nawet nie znam jego imienia- nie wiem gdzie, a do tego ma jeszcze broń. Teraz naprawdę jestem sparaliżowana strachem.
- T... to powiesz gdzie jedziemy?- jąkałam się. On natychmiast wyciągnął broń i przystawił mi ją do głowy. Wstrzymałam oddech, zamykając mocno oczy. To się nie dzieje naprawdę! Po chwili wyrzucił za siebie broń.
Nastąpiła cisza. Trwała ona może z dziesięć minut. Jednak nie dane mi było rozmyślać nad ucieczką ponieważ on ją przerwał.
- Jak masz na imię? - spytał. Nie chcę mu mówić mojego imienia. Jest strasznie obciachowe.
- Deta- powiedziałam na szybko
- To skrót od jakiego imienia?- spytał ponownie nie odrywając się od prowadzenia pojazdu
- Powiem, jeśli ty powiesz jak masz na imię- znalazłam dobre wyjście z sytuacji. Przecież on mi nie powie jak ma na imię! Spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy.
- Louis- miałeś nie mówić! Ale zresztą ładne imię. Pasuje do niego. Niby słodkie imię, ale jeśli dobrze się przyjrzysz, jest niebezpieczne i drapieżne - Teraz twoja kolej
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam jąkając się:
- O...Odetta
Zaczął się głośno śmiać. Nie dość, że w szkole mam przez to imię piekło, to teraz on. Ale zresztą czego można się spodziewać po człowieku, który zabił drugiego człowieka. Nie moja wina, że mama kochała Księżniczkę Łabędzi. Skrzyżowałam swoje ręce z zażenowania. Wiedziałam, że nie warto mu mówić. Idiota! Moje oczy się zaszkliły, lecz nie wypłynęła z nich żadna łza.
- Kto cię tak skrzywdził?- spytał nie przestając się śmiać.
Nie odezwałam się. Miałam nadzieje, że to poskutkuje. Idiota. Niektórzy mają gorsze imiona od moich.
- Przynajmniej wiem jak moja ofiara ma na imię- powiedział uśmiechając się cwaniacko
- Przynajmniej wiem jakich ludzi już nie znoszę.
- Ludzie zazwyczaj boją się, gdy zostaną porwani - powiedział niskim głosem
- Zazwyczaj- zaakcentowałam słowo
- Odetta- powtórzył moje imię, próbując je sobie oswoić
- Mów do mnie Deta!
- Dobrze Odetto- znów uśmiechnął się uwodzicielsko na co ja przewróciłam oczami. Co za dupek!
- Chcę do domu.- powiedziałam stanowczo
- Nie mogę tak zaryzykować, Odetto - zrobił pauzę- Widziałaś za dużo
- I tak mnie zabijesz
- Jesteś strasznie wygadana, co?
- Chcę do domu.- powtórzyłam
- Nie płacz jak małe dziecko.
- Jeśli mnie zawieziesz do domu!
Ze wściekłości uderzył rękami w kierownicę. Podskoczyłam ze strachu, a moja ręka znowu dawała się we znaki. Gwałtownie się zatrzymał, a po chwili zawrócił. Tak! Wysłuchał mnie! Jestem tak szczęśliwa, że zaraz wylecę przez okno!
Nie odzywaliśmy się już do siebie. Jechał szybko, lecz przyzwyczaiłam się już do tej prędkości. Chcę jak najszybciej znaleźć się w domu. Cichym spokojnym domu. Może nie do końca spokojnym, ale lepsze to niż bycie w mieszkaniu pana Louisa. Do tej pory nie wiem ile ma lat. Może to i lepiej. Zatrzymał się koło tego parku, tam gdzie odbyła się cała ta strzelanina. Odpiełam pas i miałam już wychodzić gdy złapał mnie za nadgarstek, powodując odwrócenie się mojej głowy w jego stronę.
- Jeśli komuś powiesz, uwierz mi- przysunął się bliżej i znów szepnął mi do ucha- Zabije cię, Odetto...
___________________
Pierre White- dokładnie Marco Pierre White brytyjska gwiazda kuchni itd.
Jak się podobał pierwszy rozdział? Nie pisałam prologu, bo ich i tak nikt nie czyta, nawet ja xD
ŁOOOOOOOOOO XD super rozdział naprawdę. Czy tylko ja uśmiecham się,kiedy ktoś gada o sprośnych rzeczach??? LOL HAHAH nie odpisuj,bo wiem że nikt XD.Nie no aż tak źle ze mną nie jest,ale najbardziej mi się podobało jak oni tam zaczęli gawędzić i jak jej ta ręka chodziła i jego komentarze.XD Hahahaah chaberska ogarnij się.Sooo rozdział super i czekam na nexta.AAAAAAA nie dopisałam jeszcze czegoś.Lałam jak jej matka wyjebała się.XD Hahahaahaha o rany dużo już napisałam,ale tak czy siak super rozdział i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńhttp://cheesy-destination.blogspot.com/ zapraszam :3
Hahaha i wszędzie ten twój link xD
UsuńŚwietny, czekam na kolejny, ale proszę, nie zaniedbuj bloga z Lami...
OdpowiedzUsuńChyba śnisz, że to zrobię xD Ja mam już plany na 2 część xD
Usuńno to ekstra. ale piiiisz już jedenastkę Słońce....
UsuńZakochałam się *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział :*
Wpadniesz, pokomentujesz? dopiero zaczynam :)
http://onedirection1237.blogspot.com/
Dodałaś link do tego bloga na moim w zakładce spam. A teraz uwierz, odmieniłaś moje życie. Tak dobrego bloga od dawna nie czytałam! Fabuła może nie jest zbyt oryginalna, ale sposób w jaki wszystko opisujesz i kreujesz bohaterów jest zaskakujący, po prostu cudny! Odetta to ładne, ale dość niespotykane imię.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Louis długo będzie groźnym dupkiem, bo właśnie takich bad boy'ów lubię najbardziej! ♡
Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że będzie w nim dużo Detisa (parring Lou i Dety XD)
Jeśli możesz, informuj mnie na tt: @AnnColorful
Zapraszam do siebie: www.uncivil-ann-fanfiction.blogspot.com
DAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAALEEEEEEEEEEEEEEJ KASIAA........................... next. n e x t. next. proooszę... :c
OdpowiedzUsuńFajnie się zaczyna :)
OdpowiedzUsuńSuper:)
OdpowiedzUsuńNarodziła się nowa artystka :D
OdpowiedzUsuń