niedziela, 26 lipca 2015

Pożegnanie.

Tytuł mówi sam za siebie. Pamiętam o moich słowach, których niestety nie potrafię dotrzymać. Wszystko już miało być okej, kiedy tak naprawdę nie jest.
Pisanie Dangerous Love nie sprawiało mi już przyjemności, a jedynie zawód, bo wiem, że rozdziały wychodzą okropnie. Coraz więcej błędów stylistycznych i gramatycznych, ponieważ nie potrafiłam tak wgłębić się w moją pasje.
Moje hobby przypominało mi pracę, a nie odskocznię od rzeczywistości. Powinniście mnie zrozumieć. Wiecie jakie to jest uczucie, kiedy robicie coś co nie sprawia wam już przyjemności?
Mnie właśnie to spotkało.
Wyrwałam się z motyką na słońce i teraz odnoszę tego skutki. Poza tym zmieniłam się.
Oczywiście nie kończę swojej działalności na zawsze, bo na pewno moje wypociny gdzieś przeczytacie, bo jak wiecie nie pisałam tylko jednego (i może to był błąd). Moja głowa ma masę pomysłów na nowe historię, ale niezwiązane z One Direction.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i nie spalicie mnie na stosie. Wiem, zawaliłam na całej linii, ale przecież każdy popełnia błędy, prawda? Było to niezłą przygodą, ale każda przygoda kiedyś się kończy i moja skończyła się tutaj.
Chciałabym was przeprosić z całego serca, bo gdyby nie wy i wasze komentarze to nigdy bym nie dotarła tak daleko. Jak pisaliście, że wam podoba się to co dla was piszę było mi naprawdę miło i dodawało mi siły.
Musiałam się skupić na ocenach i ogólnie nad swoim życiem, do tego teraz będę mieć egzaminy i ugh...
Przepraszam, ale nie dam rady, nie pociągnę tego dalej. Tak bardzo bym chciała żeby było inaczej, ale moja osoba mówi 'nie'.
Przepraszam jeszcze raz.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 23 'Znowu gadasz od rzeczy'.

Obudził mnie chłodny podmuch wiatru. Zmrużyłam oczy i podniosłam do góry głowę, by zobaczyć gdzie dokładnie się znajduje. Okazało się, że tak jak zasnęłam tak się nie ruszałam, jedynie tylko moje włosy były nieco zmierzwione. Louis spał. Jego oddech był umiarkowany i spokojny co cieszyło moje serce. Nie miałam zamiaru go budzić, sama ledwo otwierałam oczy, ale nie potrafiłabym ponownie zasnąć.
Wolno podniosłam się z klatki Louisa tak, żeby mu nie przeszkadzać. Udało mi się to bez szwanku. Moja niezdarność zawsze przeszkadzała mi w życiu, a teraz mogłabym rzec, że weszłam na Mount Everest. W salonie było ciemno, zresztą jak w każdym pomieszczeniu, więc poczekałam chwilę aż oczy przystosowują się do ciemności i poszłam zamknąć okno- czynnik, który obudził mnie ze snu.
Moim pierwszym pomysłem było zostać w salonie i przeczekać dopóki Louis się nie obudził, ale zaraz pomyślałam o tym, że człowiek wyczuwa nawet w śnie czyjąś obecność. Zrezygnowałam z tego pomysłu i ostatecznie wybrałam się do kuchni z pierwszą lepszą książką wziętą z komody.
Jako, że moja natura jest dość dziwna zaczęłam przeszukiwać jego szafki w celu znalezienia czegoś słodkiego. Nieważne w jakiej postaci by to było-potrzebuje cukru. W końcu znalazłam czekoladę na górnej półce. Sięgnęłam po nią, a zaraz po tym siedziałam przy stole z zaświeconą lampką.
Wgłębiłam się w lekturę i starałam się nie myśleć o wszechobecnej ciemności, która mnie otaczała.
- Co robisz?- usłyszałam za sobą czyjś głos.
Wzdrygnęłam się, a kawałek czekolady wypadł mi z ręki. Odwróciłam się i zobaczyłam Louisa, który lekko zaskoczony i rozbawiony patrzył w moją stronę.
- Wystraszyłeś mnie- powiedziałam trochę się uspokajając- Obudziłam cię?
- Tak, usłyszałem jak ktoś chodzi na górze.
- Ale ja nie byłam na górze.
- O, w takim razie były to duchy.
- Przestań- przeszedł mnie niemiły dreszcz.
- Żartuje- wyjaśnił i schylił się, by zobaczyć co czytam- Najgorszy człowiek na świecie? Skąd to masz?
- Leżało na komodzie, Coś nie tak?- spytałam, gdy zmarszczył brwi i czytał pierwsze zdanie.
- Nie, jak widać Todd grzebał mi w rzeczach, bo książka była na górnej półce.
- Todd?
- Narzeczony Lottie.
Wstałam z krzesła z zamiarem znalezienia w lodówce mleka, ale zamiast otworzyć lodówkę omyłkowo otworzyłam zamrażarkę.
- O, masz truskawki- powiedziałam i od razu je wyjęłam.
Louis wziął jeden pasek czekolady i ugryzł go.
- Ej...- zwróciłam mu uwagę, ponieważ miałam już plan co do tej czekolady.
Nie zrobił sobie z tego nic. Poruszył wystającym paskiem czekolady i z założonymi rękami oparł się o blat. Podeszłam do niego, tak, że byliśmy twarzą w twarz. Przygryzłam na sekundę wargę, a zaraz po tym ugryzłam czekoladę. Louis patrzył na każdy mój ruch i na każdy gest.
- Mmm...Wiesz, która jest godzina?- mruknęłam, powoli otwierając oczy.
- Dziesięć po drugiej
- Nie zmienia faktu, że chcę zjeść te truskawki.
Uśmiechnął się na moją uwagę i pozwolił bym roztopiła resztki czekolady. Przyglądał się z tyłu co robię i jak. Było to trochę krępujące, zważając jeszcze na to, że gdy ktoś się na mnie patrzył przy robieniu czegoś zawsze coś mi nie wychodziło. Tak było i tym razem. Albo uderzyłam się w łokieć albo wylałam w niektórych miejscach czekoladę. Na całe szczęście reszta pozostała w misce.
Truskawki szybko się rozmroziły, więc zatopiłam jedną w gęstej mieszaninie. Na twarzy Lou zagościł uśmiech, gdy po pierwszym kęsie jęknęłam, mówiąc, że jest pyszne.
Wziął jedną z truskawek i zatopił ją w czekoladzie po czym przejechał jej czubkiem po mojej szyi. Patrzyłam na niego wzrokiem nic nie pojętego osła. Odchylił lekko do tyłu moją głowę i dotknął językiem  brązową ścieżkę z czekolady. Przygryzłam z rozkoszy wargę oraz zamknęłam oczy. Spojrzał na mnie i po chwili poczułam jego wargi na swoich. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia tak samo jak jego. Louis muskał moje usta delikatnie, a po chwili, gdy dotarliśmy do tego samego tempa niewinny pocałunek przemienił się w namiętną i pełną uczuć odskocznie od rzeczywistości. Złapał mnie za tył głowy, wtapiając palce w moje włosy. Przysunął mnie bliżej i wsunął język w moje rozchylone wargi. Dotknęłam dłońmi jego klatkę piersiową. Poczułam jak napiął mięśnie, a mnie przeszła fala gorąca. Nie oderwaliśmy się od siebie jak spłoszone zwierzęta, tylko po ostatnim zetknięciu naszych ust otworzyliśmy oczy. Wpatrywałam się w niego jakbym miała wyczytać z jego oczu wszystko co poczuł podczas tej chwili.
- Chcę ci się spać?- spytał po krótkiej ciszy, kiedy ja wdychałam większe hausty powietrza.
- Trochę, a tobie?
- Trochę.
Zaraz po tym znaleźliśmy się w sypialni. Byłam już w jego koszulce i bez spodni i leżałam wtulona w Louisa, mając głowę na jego klatce piersiowej.
- O masz ci los- rzekłam, gdy przypomniałam sobie jedną istotną rzecz.
- Co się stało?- spytał najwyraźniej zaciekawiony.
- Szkoła.
- No i? Zrobisz sobie wagary.
- Bardzo śmieszne.
Teraz kiedy zaczął się okres szykowania się do matury, zacznę opuszczać lekcje. Nie pasowało to do mojego zachowania i sumienia. Musiałam tam dzisiaj być.
- Nie masz wyjścia- skwitował Louis.
- Mam.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Uwierz mi, nie masz.
- Mam. Wstanę wcześniej wezmę swoje rzeczy z domu i już.- Pomysł mało racjonalny, ponieważ biorąc pod uwagę godzinę jaka teraz jest plus dojazd do mojego domu i wyszykowanie się było niemożliwe.
- Nie uda ci się- oznajmił.
- Bo?
- Bo cię nie puszczę.
- Och serio?
Zaczęłam się śmiać, gdy jego palce zaczęły łaskotać moją skórę. Między śmiech wplotły się jeszcze słowa 'Przestań' albo 'Puść', jednak nie zwracał na nie uwagi.
__________________________________________________________

Notatkę napiszę później. Przepraszam, że taki krótki, ale wszystko wam wyjaśnię, a nie chciałam byście się na mnie zawiedli, że nie ma rozdziału.
Na pewno są błędy, więc nie zwracajcie na nie uwagi. Poprawię je w poniedziałek, a jak dam radę to nawet dzisiaj. Jestem naprawdę śpiąca i ogólnie mam rozbite całe dwa tygodnie, ale o tym opowiem wam później. xx

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 22 'Wiem, kiedy kłamiesz.'

*klik*
W domu rozległo się rytmiczne pukanie do drzwi. Nikogo się dzisiaj nie spodziewałem, a nawet jeśli byliby to chłopaki to na pewno by nie pukali. Schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni i podszedłem pod miejsce gdzie natarczywe stukanie w drewnianą powierzchnię drzwi nie ustawało.
Otworzyłem je mocniej i bardzo się zdziwiłem, gdy osoba, która dobijała się do mojego domu była moją siostrą.
- Co ty tutaj robisz?- zmarszczyłem czoło, wyczekując odpowiedzi.
Lottie westchnęła, a jej oczy zmrużyły się pod wpływem szerokiego uśmiechu jaki zawitał na jej twarzy. Zaraz koło niej stanął Todd. Był wyższy od niej o połowę.
- Znaczy robicie?- poprawiłem się, gdy zauważyłem jego obecność.
Weszli do salonu nie mówiąc ani słowa. Todd usiadł na kanapie, a Lottie rozglądając się po pokoju, stała i nad czymś głęboko myślała, jednak zakrywała to swoim pięknym uśmiechem. Dopiero jej narzeczony złapał ją za rękę i ruszył brwiami, by dosiadła się do niego.
Usiadłem niewzruszony na przeciwko nich i czekałem na to co mają mi do powiedzenia. Ostatnio z siostrą widziałem się w lutym i od tego czasu kontakt się urwał, więc nie miałem bladego pojęcia po co tu przyszli. Może coś się stało? Albo potrzebują kogoś do pomocy, zresztą jak zwykle?
- Ja...- zaczęła Lottie i złapała się ręką za kolano- To znaczy my...
- Do rzeczy- rzekłem.
Spojrzała na Todda i przygryzła ze zdenerwowania wargę.
Zawsze była zdecydowana jeśli chodzi o powiedzeniu komuś prawdy, a teraz kiedy dumała i nie umiała dobrać słów, wiedziałem, że sprawa jest dla niej ważna.
- Chcieliśmy zaprosić Cię na nasz ślub.
Wpatrywałem się w nich, jakby nic nie powiedzieli parę sekund temu. Układałem sobie wszystko w głowie co wiążę się z ich ślubem. Jedyna rzecz, która siedziała we mnie jak drzazga obaliła wszystkie pozytywy pójścia na jej wielki i ważny dzień.
- I myślicie, że przyjdę?
Wymienili się wzrokiem.
- Śmieszni jesteście- parsknąłem.
Wywróciłem oczami i udałem się prosto do kuchni. Nie miałem zamiaru im mówić, żeby sobie poszli, chyba mój gest dał im jasno do zrozumienia, że nie chcę ich już widzieć. Lottie pobiegła za mną i stanęła na przeciwko mnie.
- Louis...
- Odpowiedz mi na jedno pytanie...- Odwróciłem się do niej, by zobaczyła moja twarz.- Będzie tam Filiph i Odelia?
Zrobiła smutną twarz i odwróciła wzrok. Usłyszałem jedynie głuchą ciszę z jej strony.
- Nie ma mowy, że przyjdę.
- Ale Louis nie możesz tak. To są nasi rodzice.
- Twoi.
- Nie możesz się ich wypierać!
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem w oczach. Zrozumiała wagę słów, które wypowiedziała, bo po chwili z jej ust wyczytałem nieme 'Przepraszam'.  To takie dziecinne rozpamiętywać złe rzeczy z przeszłości. To takie idiotyczne, że ktoś te sytuacje stworzył.
- Zrobisz jak uważasz- oznajmiła po dość długiej ciszy i zostawiła białą kopertę na blacie.
_________________________________________________________________

Popołudnie wydawało się być spokojne. Na niebie widniały pojedyncze chmury, a słońce grzało moją skórę. Siedziałam na podwórku razem z Loganem i rozmawialiśmy na różne tematy. Wszystko zaczynało się już zmieniać. Trawa powoli się zieleniła, a na dworze był większy gmach.
- Wiesz, ostatnio sobie tak myślałem o tobie i w ogóle o wszystkim...
- Uu... A o czym dokładnie?- spytałam dopijając do końca lemoniadę.
Skrzywiłam się, gdyż na dnie pozostał tylko roztopiony lód, a smaku lemoniady dawno już nie było.
- Tak, wiem, zaraz powiesz to słynne 'Loogaaann...', więc proszę daruj sobie. Możesz to zrzucić na nadopiekuńczość czy coś takiego.
Uśmiechnęłam się i ścisnęłam mocniej kubek. Nie wiem dlaczego. Może z obawy przed tym co mi powie? Chciałam wyjść naturalnie, by nie pokazywać mu, że zaciekawiło mnie to co powiedział.
Zacisnął wargi, a po chwili ze zmarszczonymi brwiami powiedział:
- Ten twój Louis, nie? On nie jest typem grzecznego chłopaka?
Parsknęłam śmiechem:
- Świetnie, że zauważyłeś.
Otworzył usta, by coś jeszcze dodać, ale nic z nich nie wyleciało. Bądź co bądź zdenerwowało mnie, że cały czas myśli o moim życiu. Ja nie wchodziłam w jego drogę to dlaczego on tak uparcie lgnie do moich spraw?
- Myślałem, że wybierzesz coś w swoim typie.- Rozciągnął nogi i włożył ręce do kieszeni bluzy.
To aż tak diametralnie różnię się od Louisa? Przecież to nie jest nic złego, jeśli dwie osoby są inne, ale pasują do siebie jak puzzle. Wiem jaka jestem i wiem jaki jest Louis, ale nie przypuszczałabym, że różnice charakterów tak bardzo widać.
-To on cię wybrał, prawda?- wpatrywał się we mnie uważnie, jakby miał zaraz usłyszeć odpowiedź wartej Nobla.
Przytaknął głową, kiedy się nie odezwałam. Moja cisza wystarczyła mu, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że to o co się spytał było prawdą.
Usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Odstawiłam kubek na stolik i natychmiast złapałam telefon w swoje ręce.

Jesteś dzisiaj zajęta? Louis xx.

Nie. Stało się coś?

Nic czym powinnaś się martwić. Jeśli masz czas, przyjdź. 

Najpierw Logan teraz Louis. Zwariować można. Czyli jednak coś się stało. Nie miałam zamiaru go wypytywać przez telefon, bo uznałam, że lepiej będzie dowiedzieć się wszystkiego prosto od niego. Zmieniłam bluzkę, założyłam buty oraz kurtkę. Wyszłam na zewnątrz. Było gdzieś około siedemnastej, więc niektóre dzieci jeszcze bawiły się na dworze. Wykrzykiwały swoje imiona, śmiały się. Dzieci są czymś cudownym. Uszczęśliwiają cię wtedy, kiedy się tego nie spodziewasz. Nawet siedząc w domu, gdy słyszysz ich wesołe śmiechy zdajesz sobie sprawę, że cieszące się życiem i świeżym powietrzem dzieci jeszcze nie wyginęły.
Byłam już na miejscu. Zapukałam dwa razy. Nie musiałam długo czekać, bo Louis zaraz otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
Podążyłam za nim do salonu. Był jakiś inny. Nieobecny, jakby jakaś myśl dręczyła jego umysł. Zaniepokoiłam się, ponieważ nigdy nie widziałam go w takim stanie, albo po prostu dobrze to ukrywał.
- Louis... Coś się stało?- spytałam, układając ręce w koszyczek.
Nie odezwał się tylko podsunął w moją stronę białą kopertę. Zmarszczyłam czoło i wzięłam ją w swoje ręce.
- Co to?- spytałam, oglądając ją ze wszystkich stron.
- Zobacz.
Otworzyłam ją delikatnie, jakby była zrobiona ze szkła i wyjęłam list w bladoróżowym odcieniu. Zaczęłam czytać na głos:
- Serdecznie zapraszamy Louisa Tomlinsona z osobą towarzyszącą na ślub, który odbędzie się... Louis to cudownie! Ale, kto to Lottie?- spytałam podekscytowana. Moje oczy rozszerzyły się wraz z uśmiechem.
- Moja siostra- odpowiedział niewzruszony.
- Nigdy nie mówiłeś, że masz siostrę.
- Bo nie pytałaś.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Nieważne. Jeju to wspaniale. Będziesz w garniturze i...- nie dokończyłam, ponieważ mi przerwał.
- Nie idę- rzekł.
- Co?- spytałam zszokowana.
Skoro to jego siostra to powinien się pojawić nawet jeśli się pokłócili. Ciężko go czasami zrozumieć. Jest tajemniczy i wiele jeszcze skrywa, a to co mi powiedział wczoraj to jest pewnie tylko namiastka tego co u niego siedzi. Nie jest jeszcze ze mną do końca szczery.
- Nie będę tam szedł- powiedział, jakby to miało zakończyć całą naszą rozmowę.
- Dlaczego? To twoja siostra, powinieneś pójść.- Rzuciłam zaproszeniem na kanapę.
- Nie pójdę tam Odetta, rozumiesz?- podniósł głos.
- Ale Lottie...
- Nie obchodzi mnie co chcę Lottie. To jest moja sprawa.
- W takim razie dlaczego nie chcesz tam pójść?!
- Nie będę na jakimś idiotycznym ślubie mojej siostry, bo ona tak chce! Poza tym większość z zaproszonych mnie nie pamięta, a jak mnie zobaczą będą zadawać setki pytań o tym czy wszystko ze mną w porządku. Nie pomogli mi przez całe to piekło, a teraz będą zgrywać przejętych? Odetta, nie mam ochoty wysłuchiwać o tym jaki to jestem wspaniały, bo sobie poradziłem. Nic już nie jest takie same jak kiedyś i nigdy nie będzie, dlatego nie chcę tam być.
Wpatrywałam się w niego z zaskoczeniem. Nie wystraszyłam się jego wybuchu, bo to pozwoliło mi zrozumieć parę rzeczy. Ale wyczułam, że to nie jest całkowicie to. Gdyby tak było, Louis po wypowiedzeniu tych słów odpuściłby, a jednak dalej był przejęty.
- Nie wierzę, że to jest jedyny powód, przez który nie chcesz tam iść.
- Dlaczego tak uważasz?
- Nie patrzyłeś mi w oczy- powiedziałam po chwili.
Wpatrywał się na mnie zbity z tropu. Zawsze jak coś mówił patrzył wprost na mnie, bym zrozumiała powagę słów i wzięła je sobie do serca. A teraz unikał mojego wzroku jak się tylko dało.
- Louis znam cię nie od dziś i wiem kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę.
- Nawet jeśli... A zresztą. Nie powinienem cię w to wciągać, to nie jest twoja sprawa i nie powinnaś się tym interesować.
- Powinno, bo jestem twoją...
Zamyśliłam się. Nigdy nic o tym nie wspominaliśmy, więc nie wiedziałam czy takie słowo jest na miejscu. Spotykaliśmy się i to nawet dość często, ale nigdy nie wypadło to słowo z jego ust. Skierowałam wzrok w dół i powiedziałam:
- Masz racje nie powinnam się tym interesować.
Patrzył na każdy mój ruch, bo nie wiedział czego ma się po mnie spodziewać. Wyminęłam go i chciałam stamtąd wyjść. Już prawie dotykałam klamki, gdy usłyszałam jak Louis wypowiada moje imię i łapię za rękę, odwracając mnie przodem do niego. Złapał mnie oburącz za twarz i podniósł ją, bym patrzyła mu w oczy.
- Jesteś moja i zapamiętaj to.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Spuściłam głowę, gdy poczułam jak moje policzki zaczynają się rumienić.
- Jesteś ze mną cały czas i mam syndrom troszczenia się o ciebie.
Parsknęłam śmiechem przez jego uwagę.
- Ale to wcale o tym nie świadczy.
- Może nigdy ci tego nie mówiłem, ale jesteś jedyną dziewczyną, na której mi zależy- powiedział poważnie.
Ponownie na niego spojrzałam i wolno, bez pośpiechu zawiesiłam mu ręce na karku. Objął mnie w talii i podniósł. Czułam to przyjemne ciepło w sercu razem z motylkami w brzuchu. Skierował się w stronę kanapy. Zrzucił z niej kopertę, a zaraz po tym położył się, a ja na nim.
Dotknęłam jego ręki palcami i jeździłam nią po całej jego dłoni. Zależy mu na mnie. To takie niepojęte. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, a on, chłopak zupełnie z innego, nieznanego mi świata mówi, że jestem jego dziewczyną.
Wszystkie osoby płci żeńskiej z mojej szkoły zazdroszczą mi tego, że chodzę z chłopakiem, który jest przystojny, w jakiś sposób niebezpieczny i pożądany przez inne, ale nie widzą w nim tego co widzę ja. Pod maską Louisa kryje się wiele nieszczęść i przeszłość, która chodzi za nim na każdym kroku. Nie pamiętają o tym, że on też ma serce. I to najwspanialsze z jakim kiedykolwiek miałam styczność.
- Louis?
- Tak?
- Jesteś jedynym chłopakiem, który mi to powiedział.














___________________________________________________________________

Dla wyjaśnienia! Poprawiłam na 10-11, bo wiedziałam, że pewnie dodam po 00, więc nie gniewajcie się:)
Jak szybko też czas zleciał nie uważacie? Pamiętam jak we wrześniu omawialiśmy wycieczkę do Warszawy, a tu proszę już za 3 dni będę zwiedzać jej zabytki.
Niewiele nam zostało do wakacji. Już się nie mogę doczekać wolnego! Yay!
A jak z wami? Mam nadzieje, że wszystko okej:)
A co do rozdziału to jak widzicie....:)))
Nie będę was już dłużej zanudzać. Mam nadzieje, że wam się podobało i to jest najważniejsze.
*Za błędy przepraszam.




piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 21 'Skąd wiesz, że lubię zieloną herbatę?'

                                                         *muzyka*
Parsknęłam pod nosem, gdy usłyszałam pytanie Logana. Siedzieliśmy wokół stołu, gdzie były resztki ze śniadania. Jedynie mama kręciła się po kuchni, w której było słychać charakterystyczne dźwięki obijanych garnków i talerzy.
- Odpowiesz mi?- dopytywał dalej.
- Przecież odpowiedziałam.
Przewrócił oczami.
- A mogłabyś głośniej? No chyba, że nie możesz gadać, bo nagle urwali Ci język?- zażartował kąśliwie.
Dopiłam do końca herbatę i odpowiedziałam:
- Tak.
- Co tak?
- Odpowiedź na twoje pytanie to tak.
- A kiedy?- starał się wydobyć jak najwięcej informacji, tylko nie wiem dlaczego to takie ważne.
- Nie pamiętam. Może rok temu.
- Czyli możesz kupić sobie na legalu samochód, prawda?- spytał, gryząc ostatni kawałek tosta.
- No tak, a po co pytasz?
Usłyszałam jak jakiś samochód podjeżdża pod nasz dom. Spojrzałam kątem oka za okno i śmiało mogłam stwierdzić kto przyjechał. Schyliłam się po torbę, która była dzisiaj strasznie ciężka.
- Już idziesz?- Głos mamy wypełnił jadalnie.
Przytaknęłam i zabrałam ze stołu ostatni kawałek sera.
- I ty- wskazałam na Logana- Masz się stąd nie ruszać dopóki nie przyjadę, jasne?
- No wiesz co? Przyjechałem tutaj odpocząć, a nie chodzić do barów- zagrał urażonego.
- Twój odpoczynek zapewne tak wygląda- oznajmiłam, otwierając frontowe drzwi i wychodząc za próg.
Zanim je zamknęłam usłyszałam jeszcze stłumiony śmiech mamy. Spojrzałam w stronę samochodu i dumnym krokiem pomaszerowałam w jego stronę. Wsiadłam na przednie miejsce, zrzucając torbę między nogi.
- Ta dam!- krzyknęła Persia, łapiąc się kierownicy jakby była jedyną deską ratunku w trakcie spadania.
- Kiedy mi napisałaś o tym wieczorem myślałam, że żartujesz.
- A jednak nie! Piękny co nie? Ten samochód jest od teraz moim nowym dzieckiem- dotknęła delikatnie po raz kolejny kierownicę i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem- Nikomu go nie dam. Nigdy.
Parsknęłam śmiechem, a Persia pojechała w stronę szkoły. Droga się nie dłużyła, wręcz przeciwnie. Dojechałyśmy szybciej niż się spodziewałyśmy, ale na dobre nam to wyszło, ponieważ do dzwonka zostało nam niecałe pięć minut.

W szkole nauczyciele zaczęli przygotowywać nas do matury, dając nam jakieś ćwiczenia albo fiszki. Pomimo tego, że dobrze się uczyłam to nie chciałam, by czas egzaminów nadszedł. Nigdy nie przepadałam za sprawdzianami, a co dopiero za maturą, która będzie decydować o mojej dalszej edukacji. Sandy i John zaczęli mnie unikać jakbym była ogniem i paliła ich na kilometry.
Najbardziej się zdziwiłam, kiedy tę samą taktykę stosował Drake. Gdy chciałam do niego podejść podniósł do góry rękę bym zatrzymała się w tym miejscu gdzie jestem. Pokiwał potem przecząco głową, by dać mi tym znać, żebym się do niego nie zbliżała. Zmarszczyłam brwi, a potem jakby przebił ktoś moje serce wielkim soplem lodu zamarłam. Miał posiniaczone oko aż do brwi. Próbował to zakryć, jednak granatowo-fioletowy odcień przedzierał się przez podkład. Domyśliłam się dlaczego nie chciał bym podeszła. Czyli jednak mówił prawdę. Każde jego wczorajsze słowo było mówione ze względu na mnie, a ja miałam głupie zawahania. Poczułam się winna. Przecież, gdyby nie ja takiej sytuacji, by nie było. Wiem, że Drake wyparłby się tego, ale i tak poczucie winy leżało mi na sercu jak ciężki kamień.
Persia umówiła się po szkole z Danny'm, więc nie chciałam im przeszkadzać. Napisałam do Louisa na jednej z przerw, czy nie ma wolnego czasu. Oczywiście nawet nie zdradzając mu żadnych informacji odpisał mi, że przyjedzie zaraz po zakończeniu ostatniej lekcji. I tak się też stało.
Pożegnałam się z Persią, a zaraz po tym podeszłam w stronę Louisa. Miał skrzyżowane ręce i czekał aż tylko złapię z nim kontakt wzrokowy. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Stanęłam obok niego i patrząc na swoje buty powiedziałam:
- Cześć Louis.
Zmarszczył brwi, jednak po chwili zrozumiał moją grę i uśmiechając się pod nosem przyciągnął mnie do siebie. Oparł się plecami o drzwi samochodu i złapał mój podbródek. Podniósł go lekko do góry, a ja dopiero teraz spojrzałam w jego niebieskie tęczówki. Znów się uśmiechnął, gdyż wiedział, że wygrał.
- Dzień Dobry, Odetto- objął mnie za tułów, przybliżając nas jeszcze bardziej.- Myślałem dzisiaj o tobie i...
- I?- podniosłam do góry brwi z zaciekawieniem.
- I zdałem sobie sprawę, że nigdzie nie wychodziliśmy od pewnego czasu.
- Jak to? Przecież widzieliśmy się z twoimi znajomymi.
- Ale sami...- Jego policzki lekko się zarumieniły, widząc, że powiedzenie mi tego wcale nie było takie łatwe jak myślał. Lecz zamiast się do tego zrazić, poczułam, że mu zależy i że słodko wygląda z zarumienionymi policzkami.
Przygryzłam z ekscytacji wargę i przechyliłam głowę w bok.
- Chcesz mnie zaprosić na randkę?
- Może...
Wtuliłam się w jego tors i westchnęłam ciężko, by dodać dramaturgię tej sytuacji.
- Kiedy i gdzie?- spytałam.
- Kiedy tylko chcesz i gdzie chcesz.
Zastanowiłam się jeszcze chwilę, a potem spojrzałam głęboko w jego oczy, by zrozumiał co dokładnie mam na myśli:
- Zaskocz mnie.
___________________________________________________________

Weszłam do domu cała w skowronkach i usiadłam na pierwszym lepszym krześle w kuchni.
- Ej. Z kim się wozisz, co?- spytał od razu na powitanie Logan.
- Jaką piękną mamy dzisiaj pogodę, prawda?- zmieniłam temat, kierując wzrok w stronę sufitu.
Najwidoczniej musiał dostrzec białe Audi Louisa. A przecież takie auta nie często jeżdżą ulicami Londynu.
- Odetta ma chłopaka- wydała mnie moja własna rodzicielka.
- Mamo!- zbulwersowałam się i  poczułam jak moje policzki z każdą sekundą stają się rumiane.
Wzruszyła tylko ramionami z uśmiechem na twarzy.
- Serio? Dlaczego się nie chwalisz?
- Hm, bo śmiałbyś się ze mnie?
Zawsze tak robił w dzieciństwie. Kiedy się dowiedział, że się w kimś podkochuje nie dawał mi spokoju. Pomimo, że minęło tyle lat, dalej to pamiętałam, lecz bez żadnej urazy.
- Masz racje. Odetta ma chłopaka, Odetta ma chłopaka- zaczął się nabijać.
Wzięłam pierwszą rzecz jaka napatoczyła się w moje ręce ( w tym przypadku ręcznik papierowy) i rzuciłam w niego całą siłą.
Chłopak zaśmiał się i zszedł z krzesła. Stanął w dość dużej odległości ode mnie i śmiał się z mojej 'groźnej' postawy.
- A ty masz dziewczynę?- spytałam, żeby mi powiedział jak mniej więcej mam się mu odgryźć.
- Nie. Jestem wolny i do wzięcia. Możesz przekazać dalej- rozłożył ręce i mrugnął w moją stronę.
- Nikt Cię nie zechcę.
- Ciebie chcieli.
Usłyszałam jak mama parsknęła śmiechem. Sama z trudem powstrzymywałam śmiech, ale musiałam mu pokazać, że jestem neutralna na jego słowa.
Schyliłam się ponownie po ręcznik papierowy i w tej samej chwili Logan wybył z kuchni.
- Ktoś Ci kiedyś mówił, że jesteś głupi?!- krzyknęłam, wbiegając do salonu.
- Parę razy!- usłyszałam głos za sobą.
Zaśmiałam się, pochylając głowę do tyłu. Stał ze skrzyżowanymi rękami i spytał:
- Speniałaś? Co masz z wf-u? Dwa?
Rzuciłam w jego stronę poduszką, którą wzięłam z kanapy. Niestety nie trafiła go, bo ruszył głową w bok. Zaczął biec w stronę mojego pokoju. Pobiegłam za nim, lecz zamiast dalej się z nim użerać opadłam na łóżko.
- Powinieneś się zapisać na kurs 'Jak wkurzyć swoją siostrę'- rzekłam, wdychając głęboko powietrze.
- Wyrzucili mnie, bo byłem za dobry.- Usiadł obok mnie.
- Och serio?
Złapałam go za ramię i zrzuciłam z łóżka. Zobaczyłam jego machające ręce, a potem słyszałam swój śmiech przeplatany z jego. Szybko się podniósł i usiadł z powrotem na łóżku. Momentalnie spoważniał i spojrzał w moją stronę.
- Dobry jest dla ciebie?- spytał lekkim głosem.
- Tak, nawet bardzo. Dlaczego pytasz?- Podniosłam się na łokciach i czekałam na jego reakcje.
Zaczął bawić się palcami, jakby zastanawiał się jak wypowiedzieć słowa, które krążą po jego głowie.
- Tak po prostu. Jeśli coś się stanie, albo on coś...
- Logan przestań tak mówić. Nic się nie stanie. A nawet jeśli to nie będę Cię obarczać moimi problemami.
- Deta, jesteś moją siostrą. Pomimo, że mnie nie widziałaś dość długo nie chciałbym, by ktoś się zabawiał twoim kosztem.
- Ale on tak wcale nie robi. Mówię prawdę.- Zaczęło mi się robić gorąco. Nasza konwersacja zmieniła się diametralnie na taką, którą w tym czasie chciałam unikać.
- Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać- uśmiechnął się lekko.
Pogadaliśmy jeszcze o paru zbytecznych rzeczach i o jego życiu we Francji. Podobało mi się jak opowiadał jak wygląda Paryż nocą albo jak miał parę nieprzyjemnych sytuacji z dziewczynami.  I wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo brakowało mi jego gadaniny.
Nim się obejrzałam była już siedemnasta, a ja zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Założyłam łososiową koszulę z czarnymi elementami, a do czarnych spodni dodałam tego samego koloru pasek ze złotym zapinaniem. Pokręciłam włosy i zrobiłam mocniejszy makijaż, gdy usłyszałam głos mamy na dole.
- Hej Louis! Co ty tutaj robisz?- spytała mama i wpuściła go do środka.
- Czekam na Odettę.
- No to trochę poczekasz- oznajmił Logan, wywracając oczami.
Louis zmarszczył czoło, widocznie zaskoczony jego widokiem. Przeszedł mnie dreszcz, ponieważ zdałam sobie sprawę jak to wyglądało. Jeden raz powiedziałam mu o bracie, więc mógł zapomnieć, że go mam, a teraz widzi przed oczami jakiegoś chłopaka. Genialnie.
- Sory, um... Brat Dety.- Na moje szczęście szybko się ocknął.
Lou przejrzał go jeszcze z góry na dół i spytał:
- Logan Havel?
- Ta, przeczytałeś w kartotece? Taki żart.
Louis parsknął śmiechem.
- A ty jesteś?
- Louis.
Zeszłam szybko na dół, skupiając tym uwagę na sobie, by zaraz Logan czegoś nie palnął, tak jak zawsze miał w zwyczaju.
- Długo czekasz?- zaczęłam udawać, że wcale nie wiedziałam o jego przyjściu.
Wzruszył tylko ramionami. Pocałował mój policzek, gdy stanęłam obok niego, a zaraz po tym powiedziałam Loganowi, by powiedział mamie, że idę. Wsiadłam do samochodu, a zaraz po mnie Louis.
- Ojej jak tu pięknie pachnie- pociągnęłam jeszcze raz nosem- Coś jak zielona herbata?
- Specjalnie dla ciebie- uśmiechnął się zawadiacko.
- Skąd wiesz, że lubię zieloną herbatę?
- Nałogowo ją pijesz. Raz zauważyłem w sobotę, a drugi jak, no wiesz...- Nie musiał kończyć. Wiedziałam, że chodziło mu o tę sytuacje z Johnem- Ach, i jeszcze zostawiłaś u mnie kubek z niedopitą zieloną herbatą. Trudno tego nie zauważyć.
Zachichotałam, a potem skupiałam się na drodze. Było może gdzieś po osiemnastej, więc zaczęło się robić już szarawo.
- Dokąd jedziemy?- spytałam, gdy zdałam sobie sprawę, że wyjeżdżamy z miasta.
- Tam, gdzie powinnaś się czuć najbezpieczniej.
- Ej, nabijasz się z mojego imienia?- udałam oburzoną. Zrozumiałam, że jedziemy tam gdzie jest woda.
- Oczywiście, że nie.
Wywróciłam oczami z rozbawienia, a gdy się w końcu zatrzymał prawie odleciałam z ekscytacji. Nie wiedziałam, gdzie jestem dlatego sytuacja wydawała się być lepsza niż sądziłam. Złapał mnie za rękę i poprowadził w głąb lasu, który w tym czasie wyglądał dość pusto.
- I teraz pytanie. Ty zawsze się boisz jak wchodzisz do lasu? Bo znowu ściskasz moją rękę- zażartował.
- Przepraszam, po prostu nie wiem co zaplanowałeś.
Po paru minutach spaceru stanął przede mną. Zmarszczyłam czoło skonsternowana i wpatrywałam się w jego twarz. Uśmiechnął się, a po chwili przesunął gałązki, bym mogła przejść. Zrobiłam to, a po chwili lekko rozszerzyłam usta. Las wydawał się zwiędły i pusty przez brak liści na niektórych drzewach, a w tym miejscu wszystko wyglądało jak latem. Liście i trawa były wyraźnie zielone, a przy jednym boku było małe jeziorko z mocno granatową wodą.
- Ale jak...
- Cii... Nie psuj tej chwili- uśmiechnął się.
- Wiesz, mówiąc 'zaskocz mnie' nie myślałam, że przyjdzie mi zobaczyć takie coś.
Złapał mnie za dwie ręce i poprowadził na środek całego azylu. Usiedliśmy na trawie, a ja wpatrywałam się w jezioro.
- Tutaj jest pięknie. Skąd znasz to miejsce?- spytałam, oglądając każdą rzecz po kolei.
- Z dzieciństwa. Każde dziecko ma miejsce, do którego chce wracać, ja mam akurat te. To wszystko zrobiła osoba, której wiele zawdzięczam, ale nie wiem czy teraz też tak jest.
Spojrzałam w jego stronę i nie podjęłam decyzji zadawania pytań 'Kto to jest?' 'Co się stało?', bo widać było, że nie chciał tego mówić, a ja nie zamierzałam nalegać.
- A ty masz jakieś miejsce?- spytał po krótkiej ciszy.
Zastanowiłam się przez chwilę, ale nic nie przyszło mi do głowy. Zaprzeczyłam głową i znów skierowałam wzrok na jezioro. Na dworze było już ciemniej i zimniej. Na całe szczęście wzięłam ze sobą kurtkę.
- Chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć- powiedział.
- A czego dokładnie?- Zaczęłam się bawić moimi palcami.
- Twojej przeszłości. Nigdy mi o sobie nie mówiłaś.
- Ty tym bardziej...
- W takim razie oboje się przełamiemy, okej?- uśmiechnął się, wiedząc, że nie dam tym razem za wygraną.
Spuściłam głowę i zaczęłam przedzierać się przez swoje wspomnienia z dzieciństwa jak i z całego życia. Przewijały się tylko same złe rzeczy, o których chciałam zapomnieć. Westchnęłam, dając upust moich uczuciom i obawy, co pomyśli o mnie Louis.
- Um...Moi rodzice rozwiedli się ze sobą jak miałam pięć lat. I od tego czasu nigdy nie widziałam swojego ojca. Mama mówi, że stracił prawo do opieki nad dzieckiem, ale nie wiem co mam o tym myśleć. W każdym bądź razie mój brat musiał stać się głową rodziny, ponieważ mama sobie nie radziła. Cały czas siedziała w pracy, a jak już przychodziła to nie odzywała się do nas słowem. Takim oto sposobem musieliśmy stać się dorośli i pilnować spraw dotyczących nas. Po paru latach, gdy Logan był już pełnoletni miał okazję wyjechać na studia do Francji. Nie chciał mnie zostawić, ale wiedziałam, że dla niego będzie lepiej. Tak więc jestem tutaj i zaczyna się nareszcie wszystko układać. Mama zaczęła inaczej się zachowywać, mój brat wrócił na niecałe dwa tygodnie i teraz jestem w jakimś stopniu spokojna i szczęśliwa.
Gdy przestałam opowiadać zdałam sobie sprawę, że leżę głową na jego kolanach. Louis nie odzywał się tylko słuchał każde moje wypowiedziane słowo, jakby wszystkie były ważne.
- Teraz twoja kolej- szepnęłam.
Przygryzł wargę jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, jednak po chwili wydobyły się pierwsze słowa z jego ust:
- To miejsce jest jedyną rzeczą, którą dobrze wspominam z dzieciństwa.
- Co?
Wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać:
- Kiedy byłem mały dowiedziałem się, że mój ojciec nie jest tak naprawdę moim ojcem. Człowiek, do którego mówiłem 'tato' był dla mnie kimś obcym. I pomimo, że go dalej za niego uważałem, on wydziedziczył mnie z wszystkiego. Miałem dwanaście lat, kiedy wyrzucił mnie z domu. Jego tłumaczeniem było to, że nie może znieść mojego widoku. Jakby trzymał w domu intruza. Bolało mnie to każdego dnia. Czułem jego nienawiść, kiedy na mnie patrzył, a przecież to nie była moja wina. Tutaj spędzałem całe dnie przed dowiedzeniem się prawdy. To miejsce jest czyste, bez skazy i tak je chcę zapamiętać. Teraz mam dwadzieścia lat i nie potrafię teraz z nimi porozmawiać i przyrzekłem, że nigdy się do nich nie odezwę. Skoro nie chcieli mnie wtedy, to nie będą chcieli mnie teraz.
- Louis...- Wszystko co do tej pory myślałam o jego przeszłości legło w gruzach. Jego słowa odcisnęły dość duży ślad na moim sercu.
- Najlepiej wspominam moją przyjaźń z Niallem. On jako jedyny nie przestał się ze mną zadawać. Dlatego bardzo go sobie cenię.
- Nie wiem co mam powiedzieć...
- Nic nie mów. Nie musisz.
- Byłoby głupstwem, gdybym to przemilczała.
- Czasami przemilczeć oznacza wygrać.











__________________________________________

Tak wiem macie prawo być na mnie źli. Mówiłam, że będzie teraz wszystko na swoim miejscu, ale przez tamte dni zdarzyło się tyle...
Poza tym źle zniosłam odejście Zayna z One Direction i nie umiałam  napisać żadnego słowa. Potem nie miałam laptopa (czyli całe moje centrum dowodzenia), ponieważ robiłam aktualizacje ugh. Przepraszam, że was nie powiadomiłam o tym, ale nie miałam jak. Sama jestem zła na siebie przez to wszystko, bo obiecałam, że będzie wszystko okej, ale jak zwykle wychodzi na opak.
ALE ALE ALE!
Następny rozdział będzie liczony od tamtej daty dodania. Czyli pojawi się 10-11 kwietnia, a nie 17.
Okej teraz po tym rozdziale będą zaczynały się wahania. Dobre i złe. Chociaż jeszcze przynajmniej przez parę notek będzie w miarę okej, ale to już do waszej oceny.
Nie mam wam jeszcze nic do przekazania, więc będę się z wami żegnać. Zdaje sobie sprawę z tego, że powinnam dostać po głowie, ale tak czy siak tak się właśnie czuje.
Do następnej notki!
*przepraszam za błędy.

piątek, 13 marca 2015

Rozdział 20 ''...Stąpamy po cienkiej linii.''

Następnego dnia byłam kompletnie nieprzygotowana na sprawdzian z matematyki. Nie mogłam się wczoraj wieczorem ogarnąć i laptop zastąpił mi książki. I teraz, siedząc na krześle i czekając na swój arkusz papieru odczuwałam tego skutki. Stres i wyrzuty sumienia. Ale czym jest jedna zła ocena w dzienniku?
Spojrzałam w stronę Persii, która siedziała obok mnie, ale w oddzielnej ławce. Odwróciła się w moją stronę i szybko wytargała kartkę z notesu. Naskrobała parę słów i sprawdzając czy pani Bennett nie patrzy, rzuciła w moją stronę.
Pomagasz mi.
Odpisałam jej, że bardzo bym chciała, ale tak jakoś wyszło, że wcale się nie uczyłam. Podałam jej karteczkę. Parsknęła głośno, aż parę osób odwróciło się w jej stronę wraz z nauczycielką.
- Co cię tak bawi panno Gonzalez? Może pośmiejemy się wszyscy?- spytała kąśliwie matematyczka.
- Nic- odpowiedziała, przygryzając dolną wargę, by się nie roześmiać.
Spojrzała na nią z góry i podała jej sprawdzian, a zaraz po niej dała mnie. 
______________________________________________________________________

Przeszywał mnie wzrokiem, jakby miał mord w oczach. Z jednej strony nienawidził mnie, a z drugiej panicznie bał się każdego mojego ruchu. Podobało mi się to, że pomimo tego co zrobiłem i tak się bał. Utwierdzało mnie to w przekonaniu, że zrobi to co mu każę. 
- Wpuścisz mnie, czy nie?- spytałem zniecierpliwiony.
Przejrzał mnie jeszcze raz oczami od góry do dołu, jakby chciał się upewnić czy czegoś ze sobą nie mam. Odsunął się trochę i powoli otworzył drzwi. 
Wszedłem bez zastanowienia, nie przejmując się czy jest sam czy nie. Wolałbym jednak, żeby był sam. Pomimo tego, że jego dom był nowocześnie urządzony i bogato ozdobiony przez drogie rzeczy to w kuchni walały się brudne talerze i puste opakowania po chińszczyźnie. 
- Po co przyszedłeś?- Trzasnął drzwiami i czekał na moją odpowiedź.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Przypomniała mi o tobie jedna osoba. 
- To przekaż jej, że zniszczyła mi poranek- powiedział ironicznie.
Przejechałem językiem po wewnętrznej stronie policzka i z rękami w kieszeniach oglądałem przedmioty, które zobaczyłem na szafce albo na parapecie. 
- Nie odpowiedziałeś. 
- Chciałem zobaczyć czy żyjesz.
- Och, oczywiście. Nie jestem głupi, Tomlinson. Minęło parę miesięcy od tego czasu i teraz przychodzisz i pytasz się mnie co ze mną? Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to do tej pory boli mnie ramię jak skurczysyn i mam niezły ślad na szyi, jakby mnie jakiś pieprzony wampir ugryzł.
Złapałem go za bluzkę i przygwoździłem do ściany.
- Myślisz, że to jest śmieszne, Raphael? Jeśli ja tego nie zrobiłem, to zrobi to ktoś inny czy tego chcesz czy nie. Masz szczęście, że boli cię tylko ramię bo inni inaczej, by to z tobą rozegrali.- Złapałem mocniej skrawek jego ubrania. Na jego twarzy wymalowało się przerażenie.- Wiele ryzykuje przychodząc do ciebie. Dowiedziałem się, że pomimo naszej ugody powiedziałeś ojcu o tym zajściu. Naraziłeś tym wszystkich swoim znajomych jak i siebie, nie rozumiesz?
Raphael ułożył usta w uśmiech i odepchnął mnie od siebie.
- No to się porobiło- zaśmiał się- Ale wiesz, nie obchodzi mnie to. Mnie się nic nie stanie, gorzej z wami.
- Nie rozumiesz powagi sytuacji. Nie po to wracałem po ciebie, byś teraz wszystko zdradził
- Nie obchodzi mnie to- powtórzył.
- Mnie też nie powinno, ale jakoś tu jestem. Ogarnij się, bo niedługo zamiast leżeć w łóżku, będziesz leżał głęboko w ziemi.
__________________________________________________________

- Nienawidzę tej baby. Niech ona idzie już na tę emeryturę, bo nie wytrzymam- powiedziała na jednym wdechu Persia.
- Wcale nie jest taka zła.
- No oczywiście, że nie. Masz szczęście, bo ciebie lubi.
- Gdybyś ją bardziej szanowała to może...
- Deta...- odezwał się za mną męski głos.
Odwróciłam się na pięcie w stronę głosu i moim oczom ukazał się Drake. Odruchowo zrobiłam dwa
kroki do tyłu.
- Nie, czekaj. Ja naprawdę nie mam złych intencji. Proszę...- oznajmił, patrząc głęboko w moje oczy.
Chciałam czy nie chciałam, zostałam. Persia zostawiła mnie samą, bo myślała, że tego potrzebuje i chcę pogadać z nim na osobności. Myliła się, ale nie chciałam też jej w to mieszać. Ona o niczym nie wie i lepiej, żeby tak zostało.
- Czego chcesz?- wydusiłam z siebie. Stałam jak słup soli i czekałam na to co odpowie.
- Pogadać. Odetta, widzę jak na mnie patrzysz, kiedy przechodzę blisko ciebie. Pewnie to zabrzmi jak głupie wytłumaczenie, ale to naprawdę inaczej wyglądało.- Przeczesał swoją ręką włosy.- Dałabyś radę ze mną wyjść i spokojnie porozmawiać?- spytał, a mnie kompletnie zamurowało.
Nie wiedziałam co zrobić. Przecież tyle rzeczy może się zdarzyć jeśli z nim pójdę, a jeśli nie, to nie będę wiedzieć co chciał mi przekazać. Miałam tylko dwie opcje do wyboru i pomimo, że się strasznie bałam, zgodziłam się.
Zobaczyłam ulgę na jego twarzy, a po piętnastu minutach byliśmy już na najwyższej górce w parku, czyli tam, gdzie nie było dużo ludzi. Może nie tak. Gdzie nie było w ogóle ludzi.
Siedziałam na trawie z podpartymi rękami o kolana. Wsłuchiwałam się w każde słowo jakie wypowiedział.
-... I nagle spadł mi z nieba. Powiedział, że jeśli zaciągnę Cię do sali i pokażę to ze strony ''gwałtu'' będziesz widzieć to tylko z tej strony. A kiedy ściągnąłem...- Zacisnął wargi.- To od razu miałem Ci podać strzykawkę żebyś straciła przytomność.
- Ale czekaj, nie rozumiem. Kto Ci kazał to zrobić?- przerwałam mu.
- Deta, powiedziałem tyle ile mogę. Jeśli zdradzę kim on był, mogę się już pożegnać z życiem. W każdym bądź razie, miałem dostać za to sporą sumę, a w razie potrzeby, miałem się przyznać, że cię napastowałem. Ale nie udało się, bo pojawił się Tomlinson.
- Skąd go znasz?
- Łatwiej byłoby powiedzieć kto go nie zna. Po prostu. Dowiedziałem się od jego paczki. Przepraszam Cię Odetta. Naprawdę potrzebowałem tych pieniędzy. Myślałem, że wszystko się uda, a ty wyszłabyś z tego cało tak czy siak. Chyba...
- Co?
- Nieważne. Za dużo już powiedziałem. Ja i ty stąpamy po cienkiej linii. Jeden głupi ruch i koniec.
- Drake, o czym ty mówisz?!- przestraszyłam się jego słów.- Ja nie mam nic wspólnego z jakimiś układami czy nielegalnymi konspiracjami.
- Ty nie...- nachylił się w moją stronę- Ale Louis tak.
Westchnęłam cicho i oparłam brodę o kolano. Wiatr zaczął bawić się moimi włosami, a między nami nastąpiła cisza. Nie była krępująca, a nawet mogłabym rzec, że była dla mnie wybawieniem. Zaczęłam myśleć o tym w jakie gówno się wpakowałam. Gdybym tego nieszczęsnego dnia nie wyszła na zewnątrz, może byłoby inaczej.
- Przepraszam, że pytam, ale...- Zastanowił się chwilę, jak dobrać słowa- Nie boisz się go, albo jego towarzystwa?  Z tego co wiem, laski ze szkoły oddałyby wszystko, by być na twoim miejscu.
Wzruszyłam ramionami.
- Przyzwyczaiłam się do niego. Mało o nim wiesz, zresztą sam mi o sobie nic nie mówi, a jak już to tylko coś napomknie pod nosem.
Tym razem to on westchnął i spojrzał przed siebie. Robiło się już ciemno i zimno, a ja siedziałam na ziemi, myśląc o tym co powiedział mi przed chwilą chłopak.
- Tylko bądź dyskretna. Nie chcę, by ktokolwiek się dowiedział, że z tobą rozmawiałem. Uwierz mi, ja naprawdę chcę dożyć do matury.
Parsknęłam śmiechem.
- Daje słowo.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a potem każdy poszedł w swoją stronę. Weszłam jeszcze do pobliskiego sklepu i kupiłam czekoladę razem z wodą. Stąpając po chodniku, czułam dziwną pustkę. Wszystko mieszało mi się w głowię i nie wiedziałam na czym mam się dokładniej skupić. Ten nudny świat pozostawiłam już dawno za sobą i zastąpiłam takim, którym kiedyś gardziłam. Tyle rzeczy się pozmieniało przez ten krótki okres, a na dodatek za niedługo matura, co mnie wcale nie cieszyło. Moim marzeniem jest wyjechać do Ameryki i tam zacząć studiować i poznać nowych ludzi. Żyć na nowo i bez nadzoru. Posmakować czegoś zupełnie innego. Wiem, że mam tu wszystko, ale kiedy bym wyjechała, miałabym więcej.
Wzięłam do buzi kostkę czekolady, by umilić sobie jakoś tę końcówkę dnia. Weszłam do domu, wymieniłam parę słów z mamą, a potem zaszyłam się w pokoju. Ogarnęłam lekcje, pouczyłam się trochę z chemii, a na koniec wzięłam długą kąpiel. Kiedy to wszystko zrobiłam było już po dwudziestej trzeciej. Uznałam, że nie będę jeszcze szła spać, dlatego wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki i usiadłam na łóżku, opierając się o jego ramę. Książka była teraz odskocznią od myśli i tego świata. Mogłam się skupić na losach bohaterach i ich problemach, a nie na swoich.
Wchłaniałam lekturę z każdą literą, słowem, gdy usłyszałam na dole kroki. Trochę podskoczyła mi adrenalina, bo nie wiedziałam kto to może być. Mama na pewno już poszła spać, więc zdziwiłam się, że usłyszałam czyjąś obecność na dole.
Zeszłam cicho na dół i szukałam wzrokiem po ciemnym pomieszczeniu czyjejś postaci. Niestety trudno było się odnaleźć w pokoju, gdzie było ciemno jak w piramidzie. Podeszłam do włącznika i zapaliłam światło. Zakryłam usta ręką, by nie zacząć krzyczeć.
- Suprise.- Potrząsnął dłońmi.
- Co ty tu robisz?- niemalże pisnęłam.
- Mówiłem, że przyjadę- powiedział Logan i odstawił walizkę na podłodze.
Podbiegłam do niego i przytuliłam się najmocniej jak potrafiłam.
- Ej, bo mnie udusisz!
- Dlaczego tak późno? Jest już po dwudziestej trzeciej.
- Wiem, wiem, ale korki i w ogóle te sprawy.  Kurczę, a myślałem, że zrobię Ci niespodziankę rano. Dlaczego nie śpisz?
- Nie chce mi się spać, a poza tym mama wie że przyjechałeś?
- A obchodzi to ją choć trochę?
- Zdziwiłbyś się- podniosłam do góry brwi.- Ciągle nie wierzę, że tutaj stoisz. Nie widziałam Cię przynajmniej z rok.
- A teraz będziesz mnie widzieć przez dwa tygodnie. Pasuje?- uśmiechnął się, a ja nie wytrzymałam i znów uwiesiłam się na ramionach brata.





 __________________________________________________________________
Hej! Przepraszam, że tak późno, ale obowiązki i jeszcze raz obowiązki. Musiałam zrobić jeszcze korektę, ale pewnie i tak pojawią się błędy, więc nie zwracajcie na to uwagi xd
Jak widzicie pojawił się przez niektórych długo wyczekiwany Logaaaan. Wiem, że w rzeczywistości aktor, który go gra, też ma tak na imię. Ale to dlatego, że to imię tak bardzo pasowało, że aż nie mogłam zmienić, wybaczcie xd.
Zaczyna się wszystko zmieniać i wcale nie jest tak cukierkowo jak na początku. Dojdą jeszcze inne wydarzenia, ale tego nie będę wam zdradzać.
Ha, a co do Raphaela...
No to jak widzicie chłopak żyje i ma się świetnie. Pisaliście mi w komentarzach, że oni nic sobie nie robią ze śmierci drugiego człowieka. W ten sposób chciałam pokazać jak zauroczenie/miłość oślepia. Ale nie martwcie się, Deta jeszcze będzie nad tym debatować.
No i ten.
Jeśli chcecie wiedzieć to u mnie wiele się nie zmieniło, wszystko jest po staremu, jedynie spojrzenie na świat mam inne.
Mam nadzieje, że wam się spodobało.
A! Miałam wam przekazać jeszcze jedną rzecz, ale to może kiedyś.
W każdym bądź razie. Do następnej notki!
PS. Przepraszam, że są czarne napisy, ale coś się popsuło i nie umiem tego naprawić.

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 19 'Zawsze wracam'

Otworzyłam leniwie oczy. Promienie Słońca próbowały przedostać się do pokoju przez zasłony. Złapałam się za włosy, sprawdzając czy są w miarę ułożone. Odwróciłam głowę w stronę szafki nocnej, by zobaczyć, która jest godzina. Niestety nie znalazłam zegarka ani żadnego jego odpowiednika.
Zamrugałam dwa razy. Zaraz. To nie jest mój pokój.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w sypialni Louisa. Spojrzałam przez ramię na lewą stronę łóżka i zobaczyłam jego postać, która najwidoczniej jeszcze się nie zbudziła z objęć Morfeusza. Dlatego usiadłam, a nogi przyciągnęłam do siebie, będąc cały czas pod białą kołdrą. Kierowałam wzrok na wszystko i na nic. To na szafę, na okno czy też na żyrandol. Minęło nie całe pięć minut, kiedy zdałam sobie sprawę, że mama nie wie gdzie jestem.
Wstałam z łóżka, zrzucając z siebie kołdrę i gorączkowo zaczęłam szukać swojej kurtki. Jak na złość wczoraj gdzieś ją rzuciłam i nie wiem gdzie teraz jest.
- Twoja mama wie gdzie jesteś. Nie martw się - usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się w jego stronę, a on z rozbawieniem w oczach i z uśmiechem na twarzy patrzył, jak się trudzę ze znalezieniem telefonu. Podniosłam do góry brwi i podeszłam bliżej łóżka.
- Czyli masz numer mojej mamy, tak?- spytałam ze skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- Na wszelki wypadek.
- Kręcisz z moją mamą?- zażartowałam opadając obok niego. Szybko obróciłam się na brzuch i podparłam rękami o brodę.
On się tylko zaśmiał i zrzucił z siebie okrycie. Uśmiech lekko pojawiał się na mojej twarzy. Jednak z czasem zmalał, ponieważ zobaczyłam w kącie czarnego pająka wielkości okruszka. Pisnęłam, chowając się pod kołdrą. Louis spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach, a zaraz po tym jego wzrok skierował na miejsce gdzie ja się patrzyłam parę minut temu. Zaśmiał się lekko i powiedział:
- Deta, to tylko pająk.
- Weź go, zabierz, wyrzuć, zabij. Wszystko mi jedno- oznajmiłam, nie odrywając głowy od poduszki.
- Ma prawo żyć.
- Tak samo jak chłopak w parku.
Nawet nie wiem kiedy, Louis pojawił się nade mną, trzymając za oba nadgarstki. Wystraszyłam się jego gwałtownego ruchu i patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.
- To było dawno temu i nieprawda.
- Jasne.- Uśmiech wkradł się na moje usta.
- Mhm- mruknął mi do ucha, a ja odsunęłam się trochę, czując jak jego włosy gilgoczą mnie w szyję
- Mhm- przedrzeźniłam go.
Spojrzał na mnie swoimi, niebieskimi oczami z zawadiackim uśmiechem i nawet nie wiem kiedy złączył nasze usta. Zaskoczona oddałam pocałunek. Czuć znowu jego wargi było jak marzenie, na które czekałaś z upragnieniem i wpijałaś się w nie jeszcze bardziej, by tylko nie znikło. Pogłębił pocałunek, wkładając swój język do moich ust. I pomimo tego, że  parę miesięcy temu powiedziałabym, że to jest 'ew', czuję się naprawdę dobrze. Zacisnęłam mocniej oczy i oddawałam się coraz bardziej. Jego usta nawet na chwilę nie odrywały się od moich, by złapać powietrze. Tak jakby pocałunkami zdobywał dla siebie tlen. Położyłam jedną rękę, a potem drugą na jego ramionach, a potem jeździłam nimi po linii kręgosłupa Louisa. Spiął się lekko, przez co przeszedł mnie miły dreszcz. Dotknął swoimi palcami moje policzki, a one jak na zawołanie zarumieniły się.
I nagle cały czar prysł.
Usłyszeliśmy jak ktoś dobija się do frontowych drzwi. Oderwaliśmy się od naszych ust, a Louis spojrzał w stronę korytarza z zirytowaną miną.
- I ty się dziwisz dlaczego mam broń?- spytał dość poważnie, ale z lekkim uśmiechem na twarzy.
Cicho zachichotałam, łapiąc za kołdrę i przykrywając się nią po usta. Moje włosy musiały wyglądać śmiesznie, bo mam je długie, a po nocy wyglądały jakby żyły własnym życiem. Chłopak podniósł się z łóżka i ruszył do drzwi w samych dresach. Ja za to szybko popędziłam do łazienki. Zerknęłam na lustro i wyglądałam normalnie. Moim włosom nie chciało się dzisiaj balować, więc wcale nie były poszargane na wszystkie strony. Miałam dalej trochę widoczny makijaż, bo go nie zmyłam wieczorem.
Wyszłam z pomieszczenia i udałam się na przedpokój. Miałam bose stopy, więc było słychać stuki kiedy schodziłam po schodach.
- Niall? Co ty tu robisz?- spytał zaskoczony Louis, widząc Blondyna przed sobą.
- Też cię miło widzieć Louis- zażartował- Nie pamiętasz? Mieliśmy dzisiaj...- nie dokończył, bo gdy tylko zeszłam ze schodów jego wzrok skupił się na mnie.
No tak. Byłam w samej bieliźnie i koszulce Lou. Złapałam za skrawek ubrania i pociągnęłam go na dół. Jego wzrok nie był palący. Patrząc na mnie nie miał brudnych myśli, po prostu zdziwił się, że tu jestem. Chociaż nie wiem, czy to takie mało prawdopodobne, przebywanie w domu Louisa.
- Ach. No tak. Zapomniałem, poczekaj chwilę- odezwał się Lou, otwierając szerzej drzwi.
Niall skorzystał z gościny i wszedł do środka, gdy Tomlinson udał się na górę. Ja za to schowałam się za wysepką kuchenną, opierając się o nią łokciami.
- Cześć Odetta- uśmiechnął się w moją stronę promiennie, przez co moje zawstydzenie trochę zmalało.
- Hej Niall- odpowiedziałam.
- Przepraszam, jeśli przeszkodziłem, bo wiesz...
- Nie, wszystko jest okej, nie przejmuj się.
- No nie wiem. Louis jakoś nie był wesoły moimi odwiedzinami- oznajmił, marszcząc przy tym zabawnie brwi.
- Uroki poranków.
Parsknął śmiechem, schylając głowę w dół.
- A stało się coś poważnego czy...?- próbowałam dowiedzieć się, gdzie zabiera mojego Lou.
- Nie. To bardziej sprawa związana ze mną. Obiecał mi, że pojedzie ze mną do Watford. A obiecał jakieś trzy tygodnie temu- uśmiechnął się.
- Do Watford? To jakaś godzina drogi stąd.
- No ta. Mieszka tam Roney, najlepszy organizator imprez ever. Potrzebuje jego pomocy.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, kiedy mi przerwał:
- Nie, nie dla mnie. Brat mnie poprosił bym się z nim spotkał i omówił parę spraw dotyczących spotkań- klasnął w dłonie i spojrzał na mnie.
Wydęłam dolną wargę.
- Nigdy o nim nie słyszałam.
- To teraz już usłyszałaś.- Na jego twarzy znów pojawił się szczery uśmiech.
Zaraz po tym pojawił się Louis. Był już gotowy do wyjścia. Poczułam roznoszące się po pomieszczeniu jego perfumy. Zaraz, on wychodził?
- Ej, gdzie idziesz?- spytała nieco skołowana.
Podszedł do mnie i podał mi do ręki klucze.
- Masz całą władzę na domem.
- Ale...- zmarszczyłam czoło.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ dotknął moje policzki i pocałował w usta.
- Wrócę wieczorem.
Och, okej. Wyszli za próg drzwi i zamknęli je za sobą. Stałam jeszcze chwilę i udałam się do sypialni. Zebrałam swoje ciuchy, łapiąc je przez przedramię. Zbiegłam po schodach jeszcze raz do kuchni, ponieważ zapomniałam włączyć czajnika. Zamknęłam drzwi od łazienki i weszłam do kabiny. Woda obijała się o moje spragnione ciało, strużkami rozchodząc się po niej. Każdy płyn pod prysznic był męski, co mnie nie zdziwiło. Bardziej bym się zdziwiła gdybym znalazła płyn dla kobiet. Wyłączyłam wodę i opatuliłam się białym ręcznikiem. Jego rożek włożyłam w ręcznik, by nie spadł na podłogę. Wytarłam włosy, a potem resztę. Ojeju będę wyglądać okropnie bez makijażu. Nie mam żadnych przy sobie kosmetyków oprócz maskary i kredki do oczu. To powinno jak na razie mi wystarczyć. Ale zanim się umalowałam, przebrałam się w swoje rzeczy i rozczesałam włosy. Ułożyłam koszulkę Louisa w kostkę i rozejrzałam się po pokoju. W której szufladzie trzyma ubrania? Otworzyłam pierwszą szufladkę przy której stał wczoraj Brunet. Trafiłam w sedno. Włożyłam tam jego koszulkę, a przy okazji pooglądałam jego inne ciuchy. Zrobiłam mu trochę bałaganu, ale mam nadzieje, że mi to wybaczy. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam na półce i na szufladzie zdjęcia w ramkach. Wzięłam jedno w ręce i uśmiechnęłam się pod nosem. Na zdjęciu był Louis i Niall. Wyglądali na szczęśliwych. Skierowałam wzrok na inne zdjęcia, gdzie również był z Niallem. Byli również z resztą chłopaków, ale najwięcej zdjęć miał właśnie z nim. Musieli by ze sobą bardzo zżyci. Zawsze zazdrościłam osobom, które mają swoją drugą połówkę w formie przyjaciela, któremu możesz się zwierzyć ze wszystkich sekretów jakie cię gnębią. Który będzie stawał po twojej stronie, nawet jakbyś zrobił coś okropnego. Przez całe życie miałam tylko brata. Wspierał mnie jak mógł, ale nie wszystko szło po jego myśli. Nie jestem zła, bo starał się, a ja oddawałam mu to miłością. Chociaż czasami dochodziło między nami do sprzeczek, ale to normalne.
Odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce. Kim ja bym była bez Percii, mamy i Louisa? Byłam już na samym dnie i gdyby nie oni, nie wiem jakbym sobie poradziła. Jestem im bardzo wdzięczna za to.
Jak na zawołanie usłyszałam dzwonek mojej komórki. Rozejrzałam się po pokoju i znalazłam kurtkę. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i nie patrząc na to kto dzwoni, wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?- powiedziałam to co pierwsze mi przyszło na myśl. Nie miałam czasu zastanawiać się czy powiedzieć 'Tak?'' czy 'Słucham?'.
- Witam moją duszyczkę. Jesteś bardzo zajęta?- usłyszałam głos Percii po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć Perc. Właśnie wychodzę do sklepu. Stało się coś?- Zeszłam po schodach do kuchni, złapałam klucze i zabrałam buty, by je założyć.
- Czemu zawsze jak dzwonie myślisz, że coś się stało? Deta, na świecie są też miłe wiadomości, wiesz?- spytała sarkastycznie- Nie, nic się nie stało. Pytam, bo jest niedziela. Nudzę się strasznie...
- Jeśli chcesz mi potowarzyszyć przy robieniu zakupów to zapraszam.- Zakluczyłam drzwi i założyłam na siebie kurtkę.
- To i tak lepsze niż siedzenie w domu. Czekaj na mnie w parku.
                                                                               *
- No, ale wiesz. Gdyby mu na to pozwoliła, to wątpię czy dalej byliby razem- stwierdziła Percia i  włożyła do mojego koszyka paczkę czerwonych skittlesów.
Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się jaki sos wybrać. Trzymałam dwa, małe słoiki wielkości kleju w sztyfcie dla małych dzieci.
- Słyszysz mnie?- spytała.
- Co? Tak, Który wybrać?- spojrzałam na nią, a ona wywróciła oczami.
- Nie wiem. Obojętnie. Do marinary pasuje pomidorowy.
- Okej. To wezmę ten- odłożyłam jeden na półkę, a drugi wsadziłam do koszyka.
Kupiłam jeszcze trochę oliwek i natkę pietruszki. Nie obyło się jeszcze bez działu ze słodyczami, z którego wzięłam landrynki i żelki. Percia zaczęła podśpiewywać 'Calling you', czytając etykietkę jakiegoś produktu.
- Ugh, przez ciebie obejrzałabym Bagdad Cafe- oznajmiłam.
Zabrałam jeszcze makaron z półki i udałam się do kasy.
- Zawsze możemy się spotkać dzisiaj u mnie albo u ciebie- uznała.
- U mnie raczej nie bo...- przerwałam. Louis się chyba nie obrazi, prawda?- Poczekaj.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do niego wiadomość.


Przeszkadzałoby ci, gdybym zaprosiła kogoś do domu?


Zaraz po skasowaniu i zapłaceniu za produkty, usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa.


Jeśli 'ten ktoś' to chłopak, to możesz pomarzyć.



Parsknęłam śmiechem i wystukałam na klawiaturze imię przyjaciółki.


Percia.


Nie czekałam długo na wiadomość, co świadczyło o tym, że trzymał telefon w ręce, czekając na to co napiszę.


W takim razie, ok.

                                                                          *
Zaraz po ugotowaniu obiadu i obejrzeniu filmu, Percia się zmyła. Oczywiście, na początku podziwiała jego dom i oglądała każdy skrawek domu. Dowiedziałam się od niej, że Jamie o mnie pytał. Dawno go nie widziałam, a był na serio ładnym chłopakiem. Dziwne by było, gdyby nie miał dziewczyny.
Umyłam ostatni widelec i wytarłam ręce w ręcznik kuchenny. Opadłam na kanapę i ostudziłam gorące czoło ręką. Zamknęłam na chwilę oczy i zachciało mi się spać. Na całe szczęście usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Rozbawione głosy Nialla i Louisa rozbrzmiewały po salonie.
Podniosłam się z kanapy, a Louis uśmiechnął się w moją stronę.
- Myślałam, że nie wrócisz- odwzajemniłam uśmiech, a on przyciągnął mnie do siebie, łapiąc mnie za biodra.
- Zawsze wracam- zażartował.
Przewróciłam oczami i uwolniłam się z jego uścisku.
- Hej Niall- przywitałam się po raz kolejny z chłopakiem, a on kiwnął głową.
- To ja nie będę przeszkadzał- oznajmił Niall.
- Nie, nie przeszkadzasz- powiedziałam, gdy Blondyn obrócił się na pięcie w stronę drzwi- Ja i tak idę do domu.
- Idziesz?- spytał Louis, marszcząc przy tym zabawnie czoło.
- A miałam zostać?
- A dlaczego nie?
- Bo jutro mam szkołę?
- No i?
- No i to, że jutro mam sprawdzian z matematyki i wypadałoby go napisać, a w ogóle nie uczyłam się przez ten weekend- podałam mu jak na tacy argumenty.
- Ugh. Jeden sprawdzian te czy w te, nie robi różnicy.
- Nie dbasz o moją średnią, Louis.
- Ale potrafię zadbać o coś innego- spojrzał w moje oczy, a potem uśmiechnął się, ponieważ zdał sobie sprawę, jak te słowa zabrzmiały.
Moje policzki się zaróżowiły, a ręce splotły się w koszyczek. Unikałam jego wzroku z zawstydzenia.
- Odetta, jak chcesz mogę cię podwieźć.
Odetchnęłam z ulgą, gdy ktoś w końcu się odezwał. A tym ktosiem był Niall.
- Na serio?- spytałam.
- Tak, czemu nie?
- Dzięki. Poczekaj, znajdę tylko kurtkę.
- Tę kurtkę? - zapytał Louis, trzymając ją w ręku.
- Tak te- odpowiedziałam.
Złapałam ją za rękaw, a potem założyłam na siebie. I już miałam wychodzić za Niallem, kiedy szybko podbiegłam do Louisa i łapiąc jego policzki dwiema rękami, złożyłam na jego wargach pocałunek.
Wsiadłam do samochodu Nialla i gdy zapinałam pas, chłopak ruszył. Zupełnie inaczej prowadził niż Louis. Lou zazwyczaj trzyma tylko jedną ręką kierownicę, a drugą biegi, albo opiera ją o szybę samochodu. Niall za to jeździł płynnie i ostrożnie co mi się bardzo spodobało, bo z reguły jestem strachliwą osobą.
- Długo się znasz z Louisem?- spytałam, by nie nastąpiła cisza.
- Od dzieciństwa- uśmiechnął się delikatnie.
- Wieczna przyjaźń?- Bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Dokładnie.
- Wiesz, może cię urażę albo i nie, ale nie wyglądasz na Brytyjczyka.
- Zauważyłaś. Większość dziewczyn właśnie uważa mnie za niego. Pochodzę z Irlandii.
- Jejć, serio? Nie przyszło mi to do głowy- zrobiłam facepalma.
- I tak masz punkt, że zauważyłaś.
- Ej, skoro pochodzisz z Irlandii, to jak się poznałeś z Louisem?
- To dość zabawna historia. Gdy miałem cztery lata, przeprowadziliśmy się tutaj z rodzicami, bo ojciec dostał tu pracę. Mieliśmy sąsiadów, którzy mieli dziecko dwa lata starsze ode mnie. Nie lubiliśmy się na początku i uprzykrzaliśmy sobie życie jak się tylko dało. Wpadliśmy potem na pomysł i wysyłaliśmy sobie karteczki. Najpierw były same obraźliwe zdania, ale później zaczęliśmy normalnie korespondować, chociaż mieszkaliśmy obok siebie. Potem zaczęliśmy razem wychodzić na dwór, bawiliśmy się razem, a potem nie mogliśmy bez siebie żyć. Teraz mam już dwadzieścia jeden lat i dalej muszę znosić tego idiotę.
Parsknęłam śmiechem.
- Tutaj mieszkasz? - spytał, wyrywając mnie z zadumy.
- Tak. Nic wielkiego. Dzięki za podwiezienie i za kawałek twojego dzieciństwa.
- Nie ma sprawy.
- Dobrej nocy- powiedziałam i otworzyłam drzwi, by wyjść.
- Nawzajem- odpowiedział, a ja wyszłam z samochodu.












__________________________________________________________________
Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Nie wiem co mam napisać. Jest mi tak głupio i czuję się beznadziejnie. Tyle rzeczy zmieniło się przez ten czas, że nie byłam w stanie dalej tego prowadzić. Myślałam nad zawieszeniem, ale nie mogłam tego zrobić, ponieważ każdego dnia starałam się coś wydukać na klawiaturze. Ale któregoś dnia, gdy spojrzałam na Lou pomyślałam
'Jak mogłaś odpuścić i odejść od czegoś do czego dążyłaś?' Strasznie trudno mi było wrócić do czegoś co już nie jest całkowicie moje. Bardzo trudno piszę się, gdy to nie sprawia ci przyjemności. Ale ten okres mam już za sobą i dociągnę do końca to ff choćbym miała skonać ze zmęczenia. Nawet nie wiecie ile rzeczy się zmieniło przez ten czas! Ja się zmieniłam, ludzie dookoła mnie się zmienili. Wszystko. Przeczytałam każdy komentarz pod poprzednim rozdziałem. I ten kto napisał ten komentarz dotyczący mojej osoby uraził mnie, ale ma ten ktoś rację. Pomimo tych 15 komentarzy, nie zrobiłam nic, ale nie potrafiłam pisać. Wszystko wychodziło 'suche' i parę nocy przepłakałam, bo zdałam sobie sprawę jaką jestem okropną suką.  I jak 'ten ktoś' napisał, że nie będzie czytać mojego PRZEREKLAMOWANEGO I OKLEPANEGO bloga, pomyślałam, że nie mam po co wracać. Ale potem pomyślałam, że gdyby niektóre gwiazdy postąpiły tak jak ja nie miałyby nic.
Dlatego jestem. Trochę o późnej godzinie, ale jestem.
Przepraszam każdą osobę z osobna za moją podłość.
Czy będzie wam przeszkadzać jak będą dwa rozdziały na miesiąc? Po lewej stronie będziecie widzieć, kiedy pojawi się następny. Wszystko będzie wiadomo co i jak. Oczywiście jeśli ktoś tu jeszcze jest.
Proszę, pokażcie mi, że jesteście, bo inaczej się rozpadnę na kawałeczki przez moją głupotę.
Przepraszam was tak bardzo.
*za każdy błąd również przepraszam.



sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 18 ''Zostań'

Siedziałam w domu nudząc się jak zawsze w soboty. Jedyny plus tego wszystkiego to Louis, bo nudziłam się razem z nim. Siedział na szarej kanapie z nogą założoną na kolanie, a w prawej ręce trzymał telefon. Lewą ręką złapał się za brodę i coś wystukiwał na klawiaturze urządzenia.
Wydałam z siebie gardłowy jęk, gdy zwisałam z fotela. Moja głowa była tam gdzie powinny być nogi, a nogi tam, gdzie powinna być głowa. Louis mnie zlekceważył i dalej patrzył na ekran komórki. Znowu jęknęłam próbując zwrócić na niego uwagę. Nie wyszło. Znów mnie zbył. Złapałam mini poduszkę leżącą obok mnie i rzuciłam nią w chłopaka.
- Co?- spytał spokojnie jakby nic się nie stało.
- Nudzę się.
- Widzę- powiedział rozbawionym głosem widząc moją pozycję.
- Świetnie- odpowiedziałam sarkastycznym tonem- No to może coś porobimy?- Ruszałam nogami w górę i na dół
- Tak zaraz.- Nie patrzył na mnie tylko wlepiał swoje oczy w telefon.
Westchnęłam i jak woda spłynęłam po fotelu opadając wolno na podłogę. Rozłożyłam ręce jakbym robiła aniołka na śniegu.
- Zaraz to zacznę rzucać wazonami z nudów- rzekłam zginając nogi.
Nie odpowiedział. Zagryzł dolną wargę i zmrużył oczy patrząc na ekran. Zdenerwowałam się. Wstałam na równe nogi i zabrałam urządzenie z jego rąk.
- Oddaj.- Przekręcił głową  do tyłu.
- Nie- oznajmiłam bawiąc się w jego menu
Weszłam w jego galerię, jednak i tak nic w niej nie znalazłam oprócz jednego zdjęcia, na którym byli chłopaki. Poznałam tylko Lou i blondyna. Jak mu tam? Niall. Obok Louisa po prawej stronie był chłopak z tuzinami tatuaży i z długimi, zaczesanymi włosami do tyłu, Jednym z tatuaży, który rzucił mi się w oczy była róża.
Po lewej był chłopak o ciemnych włosach. Miał zarost i piękne korzenne oczy. Zaś obok niego był piąty chłopak. Umięśniony, w białym t-shircie i szerokim spodniach. To Liam! To on!
- Jeju, ale ty tu słodko wyszedłeś- uśmiechnęłam się w jego stronę pokazując rząd białych zębów.
Wstał z kanapy, a ja szybko przewinęłam się za ladę w kuchni. Akurat w tym momencie zaczął wibrować telefon w mojej ręce oznajmiając, że Lou dostał sms'a.
- Oddaj.
- Oo, od Nialla.- Otworzyłam zakładkę- Louis jest sprawa- zaczęłam cytować jego wiadomość
- Deta.
Popędziłam na drugi koniec pokoju
- Ważna sprawa. Musisz mi pomóc, czy tego chcesz czy nie...- nie dokończyłam, bo złapał mnie pod pachami i przyciągnął do siebie.
Mocno złapałam się za telefon i nie pozwalałam mu go złapać. Dźgnął mnie palcem w brzuch, a ja zaśmiałam się głośno.
- I tak ci go nie oddam- stwierdziłam łapiąc powietrze między śmiechem.
- Jesteś tego pewna?- spytał patrząc mi w oczy.
- Nigdy aż tak pewna nie byłam.- Pstryknęłam go w jego mały nos.
Gdy chciałam się udać do kuchni on odwrócił mnie przyciągając do siebie. Nikt na świecie nie ma takich łaskotek jak ja. Umierałam ze śmiechu gdy jego palce stykały się z moim ciałem. Upuściłam telefon na kanapę, a on zwinnie dosięgnął go i schował do swojej kieszeni. Uśmiechnął się cwaniacko i złapał mnie za plecy. Przybliżył mnie jak dwa pasujące do siebie magnesy.
- Dalej jesteś taka pewna?- spytał podnosząc do góry brodę.
Zmarszczyłam nos wraz z brwiami.
- Słodka jesteś, wiesz?
- Nie wiem.- Uśmiechnęłam się w jego stronę.
Oddaliłam się od niego i rzuciłam się na kanapę, gdzie przed chwilą siedział Lou.
- A ty wiesz, że się nudzę?
- Pewnie każdy o tym wie- przyznał zrzucając moje nogi z kanapy.
Usiadł obok mnie i zawinął dolną wargę. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Taka biedna Deta...
- Och zamknij się- zaśmiałam się kładąc z powrotem nogi na kanapę. Tylko w tym przypadku nogi położyłam na jego kolanach.
- Nie wiem czy ten pomysł Ci się spodoba, ale...- zaczął mówić.
- Ale?- Zaciekawiona podniosłam się ze swojego miejsca.
Zwilżył swoje wargi drugi raz i spojrzał w moje oczy.
- Chcę byś poznała moich znajomych.
Rozszerzyłam źrenice. Mam się poznać z jego znajomymi? Nie nadaje się na takie wypady. Jestem zbyt nieśmiała i nie potrafię się odezwać przy nieznanych mi ludziach. Nawet jak nie widzę się długo z bliską rodziną to mam problemy z mówieniem. A jego znajomych będzie dużo i będzie nie fajnie. Wszystko popsuje i nie. Po prostu nie.
- Źle czuje się wśród obcych.- Połknęłam gulę biorąc nogi z jego kolan.
- To nie są obcy- oznajmił.
- Dla ciebie nie- stwierdziłam krzyżując swoje ręce.
- Odetta, proszę.- Zaczął mnie błagać.
Wstałam na równe nogi i poszłam do kuchni. Nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego i próbowałam zbyć temat. Usłyszałam swoje imię lecące z jego ust, więc odwróciłam się wolno na pięcie pijąc sok.
- A co jeśli mnie nie polubią?- zapytałam, gdy połknęłam zawartość mojej buzi.
- O rany. Na pewno Cię polubią- namawiał mnie dalej.
Podszedł do mnie tak cicho, że prawie się wystraszyłam. Nie potrafię normalnie gadać z ludźmi, których nie znam i są inni. Bo na pewno są inni. Nie mam tatuaży ani żadnych kolczyków, zresztą nawet nie o to chodzi. Nie lubię przebywać w nieznanym towarzystwie. Nieswojo i źle się czuje. Mam taki charakter. Nie wiem jak zapoznałam się z Percią. To musiał być chyba jakiś cud.
- Proszę- powiedział miękkim głosem Louis.
Patrzył na mnie tym swoim głupim spojrzeniem, od którego robi mi się ciepło w środku. Przekręciłam głowę w bok biorąc głęboki oddech.
- Kiedy?
- Dzisiaj.
- O której?
- Za dwie godziny.
- Dobra, niech będzie. Ale nie ręczę za siebie ani za swój język- uprzedziłam go.
Zaśmiał się cicho, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie wiem jak ja to przeżyję, ale jakoś będę musiała. Pod przymusem usiądę na krześle i będę  słuchała co oni mają do powiedzenia. Tak bardzo nie lubię poznawać nowych ludzi.
- W takim razie musisz czekać w salonie, kiedy ja będzie się szykować, okej?- spytałam podnosząc brodę do góry.
- Dwie godziny?- Grymas pojawił się na jego twarzy.
- Dwie godziny- zgodziłam się z nim będąc już na schodach
Weszłam do pokoju i moje oczy powędrowały na lewo. Szafa. Wywaliłam z niej wszystkie rzeczy, które by się nadały. Spódniczki, sukienki, t-shirty itp. Parę minut spędziłam nad lustrem dobierając do siebie rzeczy. Byłam w rozsypce. Nie wiedziałam co założyć. Nie wiedziałam jacy oni są, jaki mają styl, co pomyślą o mnie. Tyle detali, a żadnych szczegółów na wysokich szczeblach.
W końcu się zdecydowałam. Zeszłam po schodach już w makijażu i w ubraniu. Miałam na sobie żółty top i czarne rurki (standard), a na to miałam również węglaną kurtkę. Podwinęłam jej rękawy, by nie było mi za gorąco w razie rozpogodzenia. Było może parę minut po siedemnastej, więc nie miałam co liczyć na ładną pogodę, ale nieważne.
- Ślicznie wyglądasz- powiedział Lou nie patrząc na to ile siedziałam na górze.
- Nie uważasz, że to słowo brzmi kiczowato?- zastanowiłam się. Wzięłam telefon z blatu i podeszłam do chłopaka.
- Do innych określeń tak, ale do ciebie pasuje. Słodka, śliczna, piękna...
Spuściłam głowę, gdy na moich policzkach pojawił się czerwień niczym dojrzała wiśnia. Podniósł moją brodę i uśmiechnął się z jednej strony.
- Tak jak powiedziałem. Słodka.
                                                     ***

Zatrzymał samochód obok jakiegoś lasu. Bawiłam się palcami ze zdenerwowania, a Lou tylko wyciągnął gumę do żucia. Wziął jeden miętowy pasek do buzi. Wystawiłam rękę w jego stronę, a on wycisnął z opakowania drugi.
- Wszystko okej?- spytał chowając opakowanie do szufladki pod radiem.
- Chyba tak- powiedziałam czując w buzi palącą mięte.
- Chyba?
- Chyba.
Wyszłam z auta i zamknęłam drzwi. Odsunęłam się trochę do tyłu i podziwiałam auto. Marzę żeby było już po wszystkim.
- Nie musisz się bać.- Uśmiechnął się w moją stronę.
Wystawił rękę w moją stronę, a ja złapałam ją łącząc nasze palce. Zacisnęłam wargę i podążałam śladami Lou. Może oni mnie nie polubią? Może zostanę wyrzutkiem siedzącym na ziemi? Jedno jest pewne. Powiem jakąś głupotę albo zrobię coś co nie powinnam w ogóle zrobić. Moje obcasy zatapiały się w czarnym piasku. Nawet w nich nie dorównywałam wzrostem do Louisa.
- Naprawdę jesteś zdenerwowana- stwierdził rozweselonym głosem.
- Co? Skąd wiesz?- Zmarszczyłam czoło wpatrując się w niego.
- Chyba mi krew nie dopływa do ręki- zażartował, szepcząc mi te słowa do ucha.
- Przepraszam.
- Wszystko w porządku.
Nie wiedziałam co mam zrobić gdy już do nich dojdę. Może zrobię złe wrażenie i już to się nie odstanie? Złe myśli krążyły po głowie przez cały czas. Kiedy w końcu doszliśmy do celu wszystko wyleciało mi z głowy jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Na ziemi siedziała dziewczyna o krótkich, czarnych włosach. Miała na nich czapkę i opierała się o tors chłopaka wyższego od niej o głowę. Miał krucze włosy jak ona i mnóstwo tatuaży na ciele. Na przeciw niego siedział dobrze zbudowany mężczyzna, który miał na sobie biały t-shirt i narzutkę w postaci czerwonej koszuli w kratę. W głowie mi coś zaświtało. No oczywiście. To był Liam.
Obok niego siedział blondyn, którego poznałam na samym początku. On miał na imię Niall z tego co pamiętam. Rozmawiałam z nim jedynie jeden raz, ale i tak jego wyraz twarzy pozostał w mojej pamięci. Była jeszcze jedna dziewczyna. Miała włosy tego samego koloru jak ja tylko, że jej były kręcone, a moje proste. Jej usta świeciły się w blasku ognia na środku, a to tylko przez nałożony błyszczyk. Trzymał ją za rękę jakiś chłopak w kręconych lokach. Był w nią zapatrzony jak w obrazek. Czułam jak bije od niego sympatia i uczucie do tej dziewczyny.
Dobra Deta, nie panikuj.
Momentalnie wszyscy odwrócili się w moją stronę z zaciekawieniem. Nie lubiłam być w centrum uwagi.
- O Louis. Jednak przyszedłeś- stwierdziła dziewczyna siedząca obok chłopaka z lokami- I to nie sam- zauważyła gdy zlustrowała mnie od góry do dołu.
- Jak masz na imię?- spytała druga.
Zanim coś zdążyłam powiedzieć Louis szepnął mi do ucha:
- Masz powiedzieć pełne imię.
Zgromiłam go wzrokiem.
- Um...Odetta- przyznałam się skrępowana. Lekko przygryzłam wargę, bo bałam się ich reakcji.
Dziewczyna rozszerzyła swoje oczy, które wyglądały jak piłeczki pingpongowe. Z resztą nie tylko ona. Jedynie Niall i Liam zostali niewzruszeni, co mnie zdziwiło, bo myślałam, że Niall nie zna mojego imienia.
- Wow- powiedział loczek po dłuższej chwili. Jeśli oczywiście mogę go tak nazwać.- Niespotykane imię.
- Troszeczkę- odparłam- Ale...
- A, sory!- przerwał mi- Harry- wskazał na siebie- Zayn, Niall, Liam, Zoey i Christie.
Skupiałam się na każdym imieniu, które wypowiedział. Zoey to dziewczyna w czarnych włosach, a Zayn to chłopak, który siedzi za nią. Christie ma korzenne włosy, no może jaśniejsze od moich.
Niall mierzył wzrokiem Louisa jakby miał wypalić mu dziurę na czole. Nie wiedziałam o co dokładnie chodzi, ale wolałam się nie mieszać. Usiadłam bliżej ogniska, bo zaczęło mi się robić zimno.
Inni zajęli się już sobą i gadali na różne tematy, a ja ich po prostu słuchałam.
- Nie! Wcale, że nie! To byłeś ty! Ja to pamiętam, bo jeszcze wtedy Zayn zmieniał koło w samochodzie- kłóciła się Zoey z Niallem.
Z tego co się przesłuchałam to Niall zasnął w ich aucie. To było dość śmieszne. Blondyn oczywiście sprzeczał się i nie chciał się przyznać.
- Ej, a tak w ogóle to jak się poznaliście z Lou? Nigdy o tobie nie opowiadał- oznajmiła Christie podnosząc do góry dłoń.
Znów się zacięłam. Nie wiedziałam co im mam powiedzieć. Spojrzałam kątem oka na Liama, który jak widać wiedział jak to się zaczęło. Moje ręce zaczęły się pocić.
- Err...
- Poznaliśmy się w parku- dopowiedział za mnie Louis, widząc, że mam z tym trudności.
- Oryginalnie- stwierdził Harry uśmiechając się sztucznie.
- W każdym bądź razie- Zoey podniosła do góry palec wskazujący i wyciągnęła opakowanie pianek- Ognisko się po coś chyba pali, nie?- Pomachała piankami przed naszymi twarzami.
- Pracujesz już?- spytał nagle Niall kierując te słowa do mnie.
Bez zastanowienia odpowiedziałam:
- Nie, zdaje w tym roku maturę.
- Czyli masz osiemnaście lat?- dopytywał dalej
- Siedemnaście- zdobyłam się na lekkie uśmiech- Osiemnaście skończę w maju.
Już Harry chciał coś powiedzieć, gdy do Lou zadzwonił telefon. Wyciągnął go z kieszeni i oddalił się od nas.
- No to co?- Zoey znów zaczęła machać przed nami opakowaniem z marshmallowami.
Zayn wywrócił swoimi korzennymi oczami i wszyscy do niej podeszli i wzięli po paru piankach, a potem je piekli na ogniu. Ja wzięłam tylko jedną, ale nie miałam zamiaru jej piec. Nie lubiłam takich pianek. Od dziecka za nimi nie przepadałam. Spojrzałam do tyłu szukając Lou i gdy go zobaczyłam dalej rozmawiał przez telefon. Westchnęłam i odwróciłam głowę z powrotem na widok ognia.
- Ty nie pieczesz pianek?- spytała zdziwiona Christie.
- Nie,nie lubię-  pokiwałam przecząco głową, przysuwając bliżej moje nogi.
- O, to jest was dwóch.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem marszcząc lekko czoło.
- Louis w ogóle nie przepada. Nawet jakby go siłą zaciągnęli i to by była jedyna rzecz, którą można by było zjeść. On jej nie tknie za żadne skarby świata- wytłumaczył mi Liam po czym sprawdził czy jego pianka jest gotowa.
Jak na zawołanie u mojego boku pojawił się Lou.
- Ej, Niall. A ty masz jakąś dziewczynę?- spytała Christie połykając kawałek pianki.
- Nie- odparł śmiertelnie poważny.
- Ha! Wiesz Odetta, to taki wolny strzelec- zaśmiała się brązowowłosa.
- Jak sobie jakąś upatrzy to już jej nie zostawi- oznajmił Harry poprawiając się na swoim siedzeniu- To tak jak Louis.
- Co?- W końcu Louis się odezwał podczas tego wieczoru. Był rozkojarzony i nie wiedział jak ma na to reagować.
- No, nie zaprzeczaj. Przecież...
- Harry proszę cię zamknij się- Louis posłał mu sztuczny uśmiech.
Spojrzałam ukradkiem na Lou z lekkim uśmiechem, który siedział obok mnie z wyciągniętą prawą nogą, a swoją ręką opierał się o jej kolano.
- Niall miałeś dziewczynę dłużej niż miesiąc?- Zoey szybko zmieniła temat i skierowała wzrok na blondyna.
- Louis...- zaczepił go Harry, jakby to pytanie było retoryczne i do tego skierowane w jego stronę.
- Zamknij...
- Ja czekam na tę jedyną- oznajmił znowu poważnym tonem, ale z nutą rozbawienia.
- Niall to takie romantyczne- zaśmiała się Zoey.
- Aż się popłakałam ze wzruszenia- zawtórowała jej Christie.
- Obiekt westchnień, nie ma co- zauważył Zayn, a po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Niall spojrzał w moją stronę z uśmiechem na twarzy, a ja go oddałam. Na początku myślałam, że będą przypominać złych kryminalistów, kiedy tak naprawdę byli normalni i można było pogadać z nimi o wszystkim.
Kiedy minęła godzina od śmiania się i opowiadania o swoim życiu zaczęłam się robić śpiąca. Zayn razem z Zoey nie przejmowali się niczym i jak gdyby nigdy nic dotykali swoich warg. Harry pokazywał coś Christie na telefonie, a Niall i Liam zmyli się piętnaście minut temu. Liam musiał gdzieś iść, a Niall skorzystał z okazji i się z nim zabrał.
 Położyłam głowę na ramieniu Lou i zamknęłam oczy. Wyciągnęłam chłodną dłoń i bawiłam się językami ogniska, które mnie parzyły, więc zabierałam rękę na małą odległość, by po chwili znowu je dotknąć.
- Chcesz iść spać?- spytał mnie Louis w ostatniej sekundzie od odlecenia do krainy Morfeusza.
- W ogóle- powiedziałam sarkastycznie otwierając oczy. Uśmiechnęłam się do niego zabierając głowę z jego ramienia.
Chłopak podniósł się i złapał mnie za ręce podnosząc na równe nogi. Dotknął mojego policzka swoimi palcami i pożegnał się z resztą. Pomachałam im na do widzenia i nawet nie wiem kiedy znalazłam się w samochodzie Lou. Przyłożyłam głowę do okna i znów zamknęłam oczy. Tak bardzo chciało mi się spać.
- Chcesz dzisiaj spać u mnie?- zapytał Louis skupiając się na drodze przed nim.
- Hm?
- Do mnie jest bliżej, a ty usypiasz w samochodzie.
- Zawieź mnie tam gdzie jest wygodne łóżko- odpowiedziałam po chwili. Brązowowłosy się zaśmiał i przez resztę drogi przesiedzieliśmy w milczeniu.
 Gdy w końcu dojechaliśmy wyszłam z auta i podążyłam za postacią Louisa. Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Salon wyglądał tak jak ostatnio, więc nie miałam powodów, by podziwiać jego dom, ale i tak to zrobiłam. Chłopak złapał mnie za rękę i zaprowadził do sypialni. Pokój posiadał brązowe ściany i tego samego koloru panele. Meble wpadały w ten sam odcień, ale różniły się od siebie. Louis ściągnął swoją górną część garderoby, podszedł do szafy i wyciągnął z niej szarą koszulkę z napisem 'Marvel'. Rzucił ją w moją stronę, a ja nieudolnie ją złapałam.
- Teraz się odwróć- powiedziałam trzymając w rękach ubranie.
- Deta...
- No już- przerwałam mu.
Zaśmiał się tylko i wykonał moje polecenie. Szybko ściągnęłam swoje ubranie zostawiając tylko bieliznę i założyłam koszulkę. Usiadłam po turecku na jego łóżku mówiąc, że może się już odwrócić.  Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło (jak to zawsze miał w zwyczaju) i miał zamiar wyjść z pokoju. Zdziwiło mnie to, bo myślałam, że będziemy spać razem. Nie wiele myśląc złapałam go za dłoń i powiedziałam:
- Zostań.





_____________________________________________________
Witam was po długiej nieobecności!!!
Zaczęła się szkoła i ogólnie to nie wytrzymuje psychicznie i fizycznie:) Np. w tym tygodniu spałam po jakieś 5h, ale nie jestem tu po to, by wam się zwierzać z mojego życia xd
Powód drugi to to, że w moim życiu wiele się pozmieniało i nie wróci do poprzedniego stanu.
Muszę wam też się pożalić.  Niedawno zmarł mi kot. Miałam ich 3, a teraz został mi tylko 1. Ubolewam tylko nad tym, że mój drugi kotek zmarł w cierpieniu, ponieważ przejechało go auto i nie stracił od razu przytomności tylko leżał na zimnej drodze.
Ale nie smucimy się! Życie trwa dalej!
~właśnie w tym momencie kot przeszkadza mi napisać notatkę~
Mam nadzieje, że rozdział wam się podobał :)
I przepraszam, że dodaje tak późno, ale nie mogłam się jakoś ogarnąć xd
15 komentarzy= następny rozdział
To do następnego razu!
*za błędy przepraszam