Siedziałam w samochodzie Louisa. Nie wiem jak dałam się na to namówić. Jestem głupia. Siedzę w aucie mężczyzny, który chciał mnie zabić. Byłam obok kryminalisty. To uczucie było straszne. Bałam się, lecz nie dawałam po sobie tego poznać. Byłam trochę skrępowana, bo dalej wszystkie typiary się na nas gapiły. To jest chyba normalne, prawda? Gorzej gdybym siedziała tu z jakimś grubasem np. z Sam'em. O nie...
- Po co tu przyjechałeś?- spytałam nie patrząc na niego. Spoglądałam cały czas na to co się dzieje w spożywczaku po drugiej stronie ulicy.
- Chciałem po prostu się z tobą spotkać- powiedział znów się uśmiechając. Kurde, ale on ma ładny uśmiech.
- Nie kłam- stwierdziłam i odwróciłam się do niego przodem. Mój wzrok był smutny oraz zmęczony. Ale bardziej stawiam na zmęczenie.
- Dlaczego nie wierzysz?- zapytał odpalając samochód. Powiedziałam mu wcześniej adres mojego zamieszkania, więc wiedział gdzie ma jechać. Czy ja dobrze postępuje? Teraz wie, gdzie mieszkam. Cholera...
- Bo na pewno, nie przyjechałeś tu z mojego powodu- zrobiłam pauzę- Nikt nie przyjeżdżał - Tak Deta, użalaj się nad sobą. To naprawdę Ci pomożę. Jestem gorszą idiotką od niego. - Musiałeś mieć inny powód, więc słucham.- Patrzyłam na niego. Raczej niczym niewzruszony dalej prowadził swoje piękne audi, o którym zawsze marzyłam. Dlaczego Ci źli zawsze muszą być lepsi od innych? Ja pierdziele.
- Nie będę Ci się zwierzał- odparł
Oh, no tak. Pan Wielce Mi Ważny nie należy do tego typu ludzi. On należy do tych, którzy mają wszystko gdzieś! Nie znoszę takich ludzi! Po prostu nie trawię! Dalej nie odzywałam się do niego, strzelając takiego jakby '' focha'', gdy nagle przypomniałam sobie o kupieniu białego t-shirtu. Nie mam w domu takiej typowej białej bluzki. Kurde!
- Czekaj!- powiedziałam na co on gwałtownie zatrzymał samochód, wystraszony. Serio? Przestraszyłam go? Jak fajnie!
- Co jest, kurwa?- spytał zesłoszczony. Tak, nie myliłam się. Przestraszył się ociupinkę ale jednak zdarzyło się. Mam się teraz czym chwalić w szkole! Ale... komu?
- Muszę do sklepu
- Serio?- przechylił głowę do tyły wydając z siebie zachrypnięty jęk.
- Mogę pójść na piechotę- twierdziłam odpinając pas i otwierając drzwi od samochodu
- Siadaj- powiedział stanowczo i głośno.
Speszona siadłam znów na swoje miejsce i zapiełam pas. Powiedziałam mu gdzie ten sklep jest i po raz kolejny ruszyliśmy przed siebie.
Zatrzymał się obok malutkiego, sklepu odzieżowego na znanej mi ulicy. No może nie dosłownie. Nie pamiętam jak się nazywa.
- Zaraz będę- poinformowałam go i wyszłam z auta. Popędziłam do sklepu i zadzwonił charakterystyczny dzwoneczek na górze drzwi. Ten dźwięk jest wspaniały. Pamiętam jak taki dzwoneczek posiadali też ludzie pracujący w piekarni. Gdy byłam mała tata mnie tam zawsze zabierał w niedzielę. Zawsze tam pachniało chlebem. Dobra właśnie stałam się głodna. Jestem dzisiaj na samym jogurcie, bo nie mogłam nic przełknąć. Zaczęłam szukać po wieszakach zwykłego, białego t-shirtu gdy ktoś wszedł do sklepu. Spojrzałam na sklepową i widziałam u niej strach? Przerażenie? Tak chyba tak. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na drzwi. Ja pierdziele, Louis. Czy on nie może mnie zostawić na chwilę samą? Podszedł do mnie z cwaniackim uśmieszkiem, a ja tylko zgromiłam go wzrokiem.
- Co ty tu robisz?- szepnęłam ze złością i zaczęłam dalej szukać mojej upragnionej bluzki
- Nie lubię czekać - odparł
- I tak będziesz...
Przygryzł lekko wargę i odsunął się ode mnie. Patrzył na każdy mój ruch, co było bardzo krępujące.
- Może to?- usłyszałam za sobą głos Louis'a. Odwróciłam się na pięcie. W ręcę trzymał czerwony, obcisły gorset. Ohyda.
- Zgupiałeś?
Uśmiechnął się zamykając oczy i odłożył brzydkie wdzianko na swoje miejsce.
Przeszedł przeze mnie niemiły dreszcz. Odsunęłam się od niego. Moje oczy rozszerzyły się gdy zobaczyłam moją zdobycz. Biała długa bluzka wisiała swobodnie na wieszaku. Los się do mnie uśmiechnął! Wzięłam ją do ręki i zobaczyłam czy ma dobry rozmiar. 36. Idealnie!
- Tylko po to tu przyjechaliśmy? Po jakąś białą szmatę?- spytał wyrywając mi z ręki '' szmatę'', tak jak to on nazwał. Przypomniała mi się dzisiejsza sytuacja z Sandy. Szybko wyrwałam mu ją z rąk jakby miał ją zaraz pociąć. Zmarszczył brwi zdziwiony moim zachowaniem. Spuściłam wzrok i podeszłam do kasy. Przestraszona ekspedientka powiedziała mi cenę a ja zapłaciłam. Nie była wcale taka droga. Przecież zwykła bluzka nie może kosztować miliony, prawda? Wyszłam ze sklepu słysząc dzwoneczek i stanęłam obok samochodu Louis'a. Chyba,że mam iść piechotą. Okej...
Zaraz po tym wyszedł Lou i wyciągnął kluczyki z kieszeni. Auto wydało z siebie dźwięk informujący, że jest odblokowany. Wsiadłam na miejsce pasażera a on zaraz po mnie. Nie odzywaliśmy się do siebie przez resztę drogi. Nie chciałam z nim rozmawiać, nawet nie było tematu. Podjechał pod mój dom i zatrzymał się. Powstała niezręczna cisza. Siedziałam i zagryzałam swój policzek. Za mocno go ugryzłam więc przejechałam po ściance policzka. Patrzył na mój każdy ruch ( znowu) nie lubiałam jak ktoś się na mnie natarczywie gapił. Ah no tak ciekawe dlaczego Deta
- Dzięki- wypaliłam. Spojrzał na mnie i przewrócił głowę w bok. No to teraz się tłumacz- Za to- zrobiłam pauzę- przed szkołą...
Uśmiechnął się lekko a moje poliki stały się czerwone. Na bank. Mogę sobie rękę uciąć, że tak się właśnie stało. Po chwili uśmiech zniknął z jego twarzy i wbił swoje oczy w moje. Jego wzrok, jego tęczówki to wszystko budziło w moim organizmie nieznane mi komórki, o których nie uczyłam się na biologii.
- Takie sytuacje się często zdarzają?- spytał z nutą ciekawości w głosie
Wiedziałam o co mu chodzi. Taka akurat się nigdy nie zdarzyła, ale były gorsze, lecz po co opowiadać?
- Nie-skłamałam odwracając się do bocznej szyby. Chciałam uniknąć z nim kontaktu wzrokowego. W ogóle chciałam stąd uciec. Przecież siedzę w aucie kryminalisty, który chcę ( chyba) mnie przelecieć i zostawić, a później w najgorszym wypadku zabić. Tak na pewno przedstawia się jego plan działania. Moje ręcę trochę zaczęły być wilgotne. Tak boję się strasznie, a w takich sytuacjach zawsze pocą mi się dłonie. Dobra nie zawsze, ale czasami się tak zdarza.
- Nie kłam- stwierdził i doszukiwał się mojego wzroku. Wolałam nie, bo przecież zabiłby mnie oczami i co ja bym zrobiła? Pewnie zaczęłabym się śmiać, a tego bym nie chciała
- Nie będę Ci się zwierzała- odparłam tak jak on trzydzieści minut temu. On mi nic nie mówi, to dlaczego ja mam mówić. Nie mam ochoty z nim na pogawędki. Zaproszę go kiedyś może za parę lat do mojej wielkiej villi, gdzie będzie się znajdował ogromny basen, i wtedy sobie pogadamy, a co.
Złapał mnie nagle za nadgarstek i przyciągnął do siebie. AŁA! Nie jestem niezniszczalna, koleś!
- Nie umiesz sobie poradzić? Naprawdę jesteś tak słaba? Widziałem już takie jak ty, ale przynajmniej umiały się bronić. - cały czas coś gadał a moja ręka zaczęła bardziej piec. Moje oczy znów się zaszkliły z uścisku oraz z tego co przed chwilą usłyszałam. On ma racje. Jestem słaba, tak cholernie słaba- Nie umiesz się postawić! Gdybyś tylko spróbowała pewnie schowałabyś się w kąt i zaczęła płakać,prawda? Jesteś przegrana.
Wyszarpałam z jego uścisku rękę. Z trudem i szarpaniną ale wyciągłam. Moje oczy stały się czerwone a moja biała koszulka posiadała teraz przezroczyste, mokre plamki na materiale. Chory dupek!
- Wszyscy są od ciebie lepsi. Widać to na kilometr.
Moje policzki również stały się mokre od łez. On znowu się nie myli. Jest lepsza, ładniejsza. Ma wszystko. Moja ręka zaczęła niebezpiecznie drgać poraz drugi w tym dniu. Tylko teraz te drgawki były nie wiem... mocniejsze i bardziej ją szarpało. Złapałam ją drugą dłonią ale i ona zaczęła drgać. Byłam zszokowana tym co się dzieje. Nigdy tak nie skakały, a już na pewno nie dwie. Zaraz po tym przyłączył się do nich podbródek a potem prawa noga. Jestem przerażona, nie to mało powiedziane.
- Co jest?- odezwał się Louis dokładnie przyglądając się sytuacji. Niech on coś zrobi. To boli. Nie mogłam nic z siebie wydusić a moje wnetrze zostało przepełnione strachem. Niebieskie żyły na rękach stały się bardziej widoczne, jest gorzej. Cholernie gorzej. Zawsze miałam tylko lekkie drgawki, teraz boję się, że to jest epilepsja.- Odetta!- krzyknął przerażająco, że aż przeszedł po mnie niezbyt potrzebny mi teraz dreszcz. - Kurwa mać!
Zapiął mój pas, ustawił bieg i ruszył. Nie wiem gdzie jedziemy. Obawa, że zostawi mnie samą w lesie potęgowała w moim umyśle, przez co zaczęłam jeszcze gorzej drgać. Cholera! Jechał szybko, bardzo szybko. Moja prawa ręka uderzyła o drzwi samochodu. To tak cholernie bolało. Krzyknęłam głośniej, i poczułam, że Louis przyspiesza. Boję się.
Zatrzymaliśmy się koło wielkiego domu. Louis wyszedł i wziął mnie na ręcę. No przecież sama nie wyjdę z auta, dobrze, że używa chociaż trochę tego swojego mózgu. Zobaczyłam drugą postać. Miała na sobie długie jeansy i biały t-shirt bez rękawów. Miał lekki zarost i brązowe oczy oraz fryzurę, która upodabniała go do Davida Beckham'a. Przystojny.
- Liam musisz mi pomóc- powiedział niebieskooki i '' przekazał'' mnie umięśnionemy chłopakowi. Dalej trzęsłam się gdy położył mnie na swojej zielonej, dużej kanapie. Bogaty, skurczysyn. Louis stał z boku ze splecionymi rękami z tyłu głowy. Chodził po pokoju w tę i z powrotem. Czyźby poczucie winy? Nie, to niemożliwe. Taki człowiek jak on nie wie co to jest poczucie winy. Widzi tylko siebie. Liam nagle pojawił się ze strzykawką w ręku. O nie, tylko nie igły. Tylko nie te srebne, chude, metalowe patyki! Moje źrenice powiększyły się jak u kota, który widzi mysz do złapania. Pan Davido- Liam podszdł do mnie na co ja cofnęłam się ale nie na dalej niż na 10cm. Przygwoździłam się do kanapy i jęknęłam gdy wziął moją rękę. Nie, nie, nie! Moje drgawki nie przestawały dawać o sobie znać. Cały czas trzęsłam się jak głupia. Jak szalona. Jak... chora.
Kiedy wbił mi w skórę ręki strzykawkę. Krzyknęłam głośno na co Louis zamknął na chwilę oczy. Zaczęłam łkać i gorzej krzyczeć gdy poczułam jak płyn, który był w strzykawce piekł i szczypał. Wyciągnął igłę na co ja syknęłam z niezadowolenia. Po chwili poczułam zmniejszenie dragawek. Chyba ten cały Liam jest lekarzem, prawda? Chyba, że podał mi narkotyki...
10 minut później drgawki całkowicie zniknęły i wycieńczona leżałam na kanapie ciężko oddychając. Prawa ręka dalej mnie bolała po uderzeniu się z drzwiami auta. Dobrze, że nie jest złamana, tak myślę. Podszedł do mnie Louis i usiadł na stole obok mnie i przyglądał mi się jakbym była na łożu śmierci. Przecież nie jest ze mną tak źle.
- Chodź- poinstruował mnie i wziął mnie jak pannę młodą na ręcę zaprowadzając mnie do jakiegoś pokoju. Posiadał on granatowe ściany i małe okno, które było zasłoniętę kremowymi żaluzjami. Łóżko znajdowało się na środku. Również posiadało ciemne barwy ale nie przeszkadzało mi to. Zdecydowanie moje kolory. Położył mnie na nim a ja nie czując siły w żadnych kończynach opadłam całym ciałem na nie. Nic nie czułam. Moje powieki stawały się ciężkie ale jednak jest jedna rzecz, którą czułam: strach. Nie wiem gdzie jestem. Nie wiedziałam w jakiej miejscowości. To wszystko jest nieźle popierdolone
- Śpij- rozkazał łagodnym tonem. Przytuliłam się do poduszki lecz oczy dalej miałam otwarte. Louis odszedł od łóżka i był w połowie drogi do wyjścia.
- Boję się- powiedziałam prawdę zamykając oczy a z oka wypłynęła mi łza. Zcisnęłam mocniej powieki aby się jej szybko pozbyć.
- Nie musisz się bać. Nic Ci się nie stanie- powiedział po czym odwrócił się w stronę drzwi, otworzył je i powtórzył- Śpij
Jeszcze męczyłam się z zaśnięciem dwadzieścia minut, lecz czułam jakby na moje powieki spadło coś ciężkiego. Ah, to chyba sen.
____________________________
Heeeeeeej
Wiem trochę dziwny ten rozdział.
Dodałam go, bo nie chciałam żebyście czekali :>
Jeśli w ogóle ktoś czyta :D
No to jak wam się podoba rozdział? :)
Jest super.Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńUhu, taak kolejny dobry rozdział. Lubię tego bloga. Nie zmarnuj tego ;D
OdpowiedzUsuńOch tak *-----*
OdpowiedzUsuńLouis troskliwy lalaallala ♡
Kocham go, Odetta ma padaczkę? :0
Oby nic je nie bylo!
Licze na wiecej milycj scen miedzy Lou, a Detą :D
Czekam na nastepny ^^
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
OdpowiedzUsuńCU-DO-WNY!
skjkdhjhjkahgjknsdbhdghkjsnfkjsghdhkjhawhergeckhkjfh <inaczej nie potrafię.
a teraz grzeczna Kasia doda rozdział na drugiego bloga. proszę?
Jaki Louis jest kochany, rany. Polubiłam go i to okropnie, a rzadko czytam opowiadania z nim. To jest jednym z nielicznych, które mi się spodobały. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. <3
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie. :)
http://delirium-fanfiction.blogspot.com/
Jezu, przypadkiem tu jestem, ale nie zaluje!
OdpowiedzUsuńSwietny wyglad bloga, wszystko czytelne i wyraziste!
Bardzo milo sie czyta to ff i przede wszystkim, chce sie jeszcze !
:D
Czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial x
Lottiefel x
Niesamowity *.* Błagam Cię pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńCudny;**
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuń