- Kochanie, wróciłaś. Jak było u Perci?- spytała moja mama przestając się śmiać, a całą swoją uwagę skupiła na mnie
- Łabątku, prawie Cię nie poznałam!- krzyknęła radośnie ciocia Spencer odstawiając białą filiżankę z kawą na blat.
To było dziwne.
Czułam jak zaczynam się czerwienić i pocić na rękach. Moja mama w tej roli, była zupełnie czymś innym. Czymś niespotykanym. Jak ktoś może zmienić się w przeciągu tygodnia, a nawet mniej? Widok rozweselonej cioci już w ogóle nie pasował do tego krajobrazu. W mojej głowie tkwiły takie same pytania. Co? Co? Co? Co?
- Um...Hej. Było...fajnie- wycedziłam zawijając moje usta w cienką kreskę
Złapałam się ręką o łuk i schyliłam się do czerwonego trampka, by go odwiązać. Miałam na sobie długie, czarne rurki i fioletowy top bez ramiączek. Moje włosy były spięte w koński ogon, a na rzęsach widniał tusz do rzęs. Nie jestem jakoś przyzwyczajona do odlotowych naszyjników czy kolczyków. W mojej szkatułce znajduję się tylko jeden, długi, srebrny łańcuszek z malutkim serduszkiem. To dość dziwne ponieważ pudełko jest duże, a w nim tylko jedna rzecz.
- Jak ty promieniejesz!- zdziwiła się ciocia Spencer- Z każdym rokiem coraz bardziej
Uśmiechnęłam się do niej, a w głowie myślałam tylko o tym, że gdyby nie Percia, Louis i przemiana mamy pewnie byłoby gorzej. O wiele gorzej. Już w wieku piętnastu lat miałam myśli samobójcze. Jeju, po co ja sobie to przypominam? To były najgorsze lata w moim życiu. Pamiętam jak chodziłam po moście cała roztrzęsiona, a moje oczy miały już dość łez, jednak ja dalej zmuszałam je do płaczu. Głowa mnie od tego bolała, ale nie mogłam przestać. To tak jak z kolejką górską. Jesteś przerażony, krzyczysz, chcesz żeby ją zatrzymali, jednak dalej jedziesz. Nie możesz jej zastopować. Chociaż i tak w jakimś miejscu w sercu lub głowie czujesz, że tego chcesz. Chcesz krzyku, przerażenia i podekscytowania.
Ludzie, którzy jechali samochodami nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Nie chcieli. Ich oczy widziały dziewczynę w potarganych włosach krążącą wokół obramowania, ale nie zrobili nic.
Wsunęłam stopy na dolną stronę obramowania i złapałam się trzęsącymi rękami zielonej poręczy. Moje blade usta drżały, a oczy były skierowane w stronę płaszczyźnie wody. Była taka niebieska. Pomyślałam jak to jest, gdy już wskoczysz do niej. Nie umiałam pływać, więc to było bardziej skuteczne. Zamknęłam oczy i już miałam skoczyć, gdy nagle mnie olśniło. Nie zobaczę już zachodów i wschodów Słońca. Nie zobaczę czarnego kota, którego nazwałam Jupik. Którego widziałam codziennie koło mojego płotu. Którego kochałam jak nikt inny. Nie poczuje zapachu powietrza po deszczu. Nie przeczytam już nigdy więcej książek. A moją najgorszą obawą było to...że nie zobaczę mojego taty.
Otworzyłam szybko oczy czując jak moje oczy zaczęły piec. To oznaczało, że zaraz wybuchnę płaczem przy cioci i mamie. A tego bym nie chciała.
- Muszę iść do pokoju, odrobić lekcje i no wiecie- próbowałam jakoś wymknąć się z kuchni. Znając moje szczęście pewnie chciałyby bym się do nich dosiadła i porozmawiała.
- Dobrze, oczywiście- powiedziała moja mama i zwróciła się do cioci
Pobiegłam do pokoju i pierwsze co zrobiłam to weszłam do łazienki. Obmyłam moją twarz zimną wodą i wytarłam ją białym ręcznikiem. Spojrzała na siebie w lustrze i mój ''dobry'' humor zniknął na dobre. Spoglądając na zababrane długopisami, ołówkami, podręcznikami i pustymi lub zgniecionymi kawałkami papieru biurko odechciało mi się cokolwiek robić. No, ale siła wyższa. Odsunęłam niektóre rzeczy robiąc sobie tym trochę miejsca i usadowiłam się wygodnie na krześle, które było tak wygodne, że aż kręgosłup mnie zabolał.
Minęła godzina, a ja znudzona tym wszystkim leżałam na łóżku słuchając muzyki z mojego radio. Moja głowa zwisała z miejsca gdzie powinno się spać i śpiewałam razem z piosenkarzem.
,, When you turn off the lights
I get stars in my eyes
Is this love? maybe someday
So don't turn on the lights
I'll give you what you like''
Była dopiero siedemnasta, więc nie chciałam jeszcze kłaść się spać. Pomyślałam, że dobrze by było wyjść jeszcze gdzieś na miasto. Spojrzałam w stronę okna. Na dworze było mokro od deszczu, jednak nie padało. To dobry znak. Zeszłam na dół nie sprawdzając czy ciocia jeszcze jest. Założyłam brązową kurtkę i wyszłam z domu na ulice, gdzie mogę spokojnie myśleć.
Przemieszczając się przez miasto, las i różne tego typu rzeczy zauważyłam, że jest lepiej. Nie gorzej, lepiej. Nie boję się wychodzić na zewnątrz. Mniej rzeczy się boje. Tak mi się tylko zdawało. Gdy skręciłam w prawo zobaczyłam grupkę jakiś umięśnionych chłopaków. Byli poubierani w czarne kurtki przeciwdeszczowe i przechadzali się po różnych miejscach. Nieświadomie zatrzymałam się i zeszłam z roweru. Coś czuje, że nie będzie dobrze. Postanowiłam więc iść na nogach prowadzając pojazd obok siebie. Chciałam przejść koło nich niezauważalnie jak Harry Potter w dziale ksiąg zakazanych w swojej pelerynie niewidce. Jednak nie udało mi się.
- Zobaczcie kogo tu mamy- odezwał się John. Poznałam po głosie. Tylko on ma taką próżniacką barwę.
- Wal się- odpowiedziałam idąc przed siebie. Niech on da sobie spokój.
- Uuu niegrzeczna... Myślisz, że wszystko możesz, bo spotykasz się z gangsterem?- spytał. Wraz ze swoimi kolegami zatoczyli koło wokół mnie, więc nie mogłam przejść.
- Puśćcie mnie- powiedziałam niespokojnym głosem. Moje usta drżały ze strachu.
- Taka biedna Odetta. Powiedz, nocami zamieniasz się w łabędzia?- zaśmiał się gdy ja próbowałam przecisnąć się przez blokadę zrobioną z debili i faszystów.
- Puść cie mnie do cholery!- krzyknęłam zestresowana uderzając jednego chłopaka małymi piąstkami w jego klatkę piersiową. On się tylko zaśmiał i odwrócił mnie w stronę Johna.
- A gdzie on w ogóle jest? Ten głupi, cyniczny, idiota?- rozmawiał John. Mówi o Louisie. On nie jest cyniczny! No, ale z idiotą i głupkiem to się zgodzę, lecz i tak nie ma prawa go tak nazywać. Tylko ja mogę.
- Skoro ty powiedziałeś to, ja mogę spokojnie wyzwać cię od damskiego boksera!- powiedziałam donośnym i pewnym siebie głosem. Jednak w środku czułam strach. Taki, że aż moje narządy same z siebie się zaciskały.
John tylko się zaśmiał.
- Dla Caty zrobię wszystko. Mogę Cię nawet zabić- prychnął, a moje nogi się pode mną ugięły. Na twarzy wymalował się strach i przerażenie. No, ale pomyślmy logicznie. Nie byłoby jakichś poważnych strat.
- Patrz!- kazał mi się rozejrzeć- Widzisz tu gdzieś swojego chłoptasia? Przypatrz się... Widzisz go?
Nie odpowiedziałam. Dobrze wiedziałam, że go tu nie ma. Nie mógłby się tu nagle pojawić. To byłoby niemożliwe. Wręcz niedorzeczne. Takie coś dzieje się tylko w filmach. A jak już jestem przy tym. Oglądałam film, na którym rozebrali dziewczynę w klasie i nagrali do tego filmik. Okropieństwo. I pomyśleć, że miałam od niej lepiej. O wiele lepiej
- Widzisz go?!- krzyknął poddenerwowany
- Nie!- również krzyknęłam. Skrzyżowałam swoje ręce i próbowałam znaleźć plan by stąd uciec. Ale, jak? Kolejna rzecz, która jest niemożliwa. No po prostu świetnie, genialnie!- Co ja ci zrobiłam?- spytałam rozkładając ręce
- Ból policzka przez miesiąc- spojrzał na mnie okropnym wzrokiem. Takim, którego nienawidzę. Po moim ciele przeszła gęsia skórka.
- To nie ja ci zrobiłam.
- No, ale ktoś musi ponieść za to konsekwencje- odparł niewzruszony.
- Dlaczego nie pójdziesz z tym do Louisa? Wymiękasz? Czy może się boisz?- syknęłam. Jeden z jego kolegów się zaśmiał, ale po chwili przestał gdy zorientował się, że jest cicho, a John mierzy go wzrokiem.
John rozszerzył swoje nozdrza i podszedł do mnie uderzając mnie z całą siłą w policzek. Upadłam na mokrą ziemię i złapałam się za piekący policzek. Spojrzałam na niego zaskoczona. Mówił serio z tymi konsekwencjami. Jak tak można?! Próbowałam wstać z ziemi, a gdy w końcu mi się udało wymierzył swoją pięścią w mój brzuch. Nie potrafiłam się odezwać. To tak cholernie bolało. Skuliłam się leżąc ponownie na zimnej i wilgotnej ziemi. Z moich oczu wypływały łzy, a brzuch napajał niemiłosiernie bólem. Moje włosy były teraz przesiąknięte wodą z deszczu.
- John daj sobie spokój- odezwał się chłopak, którego biłam by mnie przepuścił- Ona mu wszystko powie.
- Nic nie powie.- Był pewny swoich słów. Jednak żeby być bardziej pewnym schylił się w moją stronę. Odsunęłam twarz- Prawda?- Szarpnął za moje włosy, a ja wydałam z siebie krótki krzyk. Najgorsze co może być. - Nic nie wyszczekasz?!
Przekręciłam z przerażenia głową.
- Ej!- krzyknął dziewczęcy głos- Zostawcie ją do cholery!
John i reszta chłopaków obejrzała się za nią. Była to Olivia z ,,grona porypanych dziewczynek''. Tak nazwała ich paczkę Percia.
- A ciebie co opętało?- spytał patrząc na nią jak na świruskę
- Nie możesz tak! W głowie ci się przewróciło?!
- Odejdź, bo tobie też stanie się krzywda.- Odepchnął ją lekko
- Powinieneś się leczyć! Zostaw ją!
Ja dalej leżałam na ziemi. Nie mogłam się poruszyć, bo od razu w moim brzuchu wierciło się jakby, ktoś robił remont w domu i przewiercał miejsce na lampkę. Moje korzenne włosy były zmierzwione i opadały na każde miejsce gdzie tylko dosięgały.
John wyrazie zirytowany popchnął Olivię, a ta upadła na miejsce gdzie ja. Witaj, nazywam się Odetta, a to nasze miejsce spotkań. Że też trzymają się mnie żarty w takich momentach.
- Wypieprzaj stąd, nie słyszałaś?! Albo pójdziesz, albo użyje do tego siły. Wybieraj.
Dziewczyna wstała i spojrzała na mnie. Jej wzrok mówił tylko jedno.
,,Przepraszam''.
Odeszła zostawiając mnie samą. Ostatkiem sił, które w sobie miałam powoli podnosiłam się. Chłopak to zauważył i złapał mnie za koszulkę tak jak wtedy przed szkołą. Tylko jest jeden problem. Tutaj nie ma świadków, ani Louisa. Jestem skończona. Z uśmiechem na twarzy rzucił mnie na ziemie. Moje palce jak i łokieć obdarły się do krwi, a głowa zaliczyła od betonu. Zasłoniłam się trochę ręką, ale to nie pomogło. Uderzyłam moje udo, z którym zawsze miałam problem. Bolało gorzej niż od dostania w brzuch. Moje oczy jak i wokół nich były czerwone. Krew lała mi się z kolana. Czyli moje spodnie są potargane. Jednak nie zrobiło to na mnie wrażenia ponieważ miałam je setki w szafie. Poczułam jak moje ramię zaczyna boleć, jakbym coś sobie w nie wbiła i nie myliłam się. Grube, lecz nieduże szkło wbiło się w moją skórę powodując urywany ból.
- Jeśli mu coś powiesz, będzie gorzej- odezwał się John.
I odszedł z nimi zostawiając mnie samą na ulicy. To było potworne. Spojrzałam jeszcze raz na ramię i brudną, obdartą ręką wyciągnęłam z niego przezroczyste szkło. Wessałam powietrze, by po chwili wybuchnąć płaczem. Nie potrafiłam wstać. Wszystko mnie bolało i nie czułam swoich nóg. Miejsce wokół rozdartego kawałka spodni było przesiąknięte krwią.
Przez całe piętnaście minut leżałam. Nie ruszałam się. Nawet sama myślałam, że nie żyje. Jednak wstałam sprawiając sobie jeszcze gorszy dyskomfort. Nie wiem jak dojdę do domu. Nie robiąc sobie wielkiej nadzieli sunęłam do domu zostawiając moją godność i dumę na pastwę losu.
Gdy dotarłam do domu otworzyłam jedną ręką drzwi i nie czułam już zapachu perfum cioci Spencer. Wyszła. Może i dobrze. Mama siedziała na kanapie i nie odwróciła się. Była zbyt pochłonięta hiszpańską telenowelą. Powiedziałam tylko, że jestem i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam się w łazience i zsunęłam się po ścianie. Ból był tak niemiłosierny, że łzy same leciały jakby mi to miało pomóc. Zaczęłam ryczeć. Tak bardzo bolało. Z moje ramienia sączyła się krew. Głupia, nie pomyślałam o tym, by z tym poczekać. Było mi słabo, bo straciłam dużo krwi. Ale nie robiłam nic by z tym coś zrobić. Siedziałam i czekałam. Czekałam aż przestanie szczypać, piec. Najgorsze było to, że nie przestawało, a moja głowa rozsadzała się od płaczu. On naprawdę był do tego zdolny? On to zrobił czy ja tylko śnię? Może moja podświadomość robi ze mnie głupią? A może jedno i drugie? Wyprostowałam moje nogi, albo same się wyprostowały nie wiem.
Usłyszałam walenie do drzwi. Pewnie to mama. Teraz sobie przypomniała, że do domu przyszłam. Pewnie serial się skończył.
- Zaraz wyjdę- powiedziałam umarłym, zachrypniętym głosem. Właśnie się wydałam, że coś się stało. Wydałam się, że płaczę.
Złapałam się wanny, ale nie dane było mi wstać. Poczułam drgnięcie, uszczypnięcie w udzie. Upadłam na podłogę jakbym została porażona prądem. No okej. Z ramieniem i z nogą porządku, bo już nie wylatuje krew, jednak udo je zastąpiło. Mój ból tak szybko nie minie jak mi się wydawało. Ponowiłam próbę tym razem nie dałam za wygraną. Z wanny przeniosłam się na umywalkę. Do drzwi zaczęła pukać jeszcze natrętniej. Przestań, kobieto! Boli mnie głowa.
Nagle drzwi się otworzyły. Myślałam, że je zamknęłam, jednak się myliłam, jak w wielu sprawach. Myślałam, że to moja matka lecz moim oczom okazał się Louis. Zamarłam. Albo wariuje, albo usnęłam. Nie. On miał się nie dowiedzieć. Będzie chciał wyjaśnień. Będzie chciał wiedzieć prawdę. Ja nie mogę mu powiedzieć. Spojrzałam na niego wystraszonym wzrokiem. Dlaczego teraz przyszedł? Dlaczego nie mógł później? Na przykład tydzień później. Czemu teraz?! Wpatrywał się we mnie jak na poranioną. Zaraz...
Jego pierwsze słowa nie były łagodne. I wcale nie spytał się mnie co mi się stało, albo jak się czuje. Powiedział zupełnie coś innego.
- Kto Ci to zrobił?!- spytał wystraszonym, a zarazem czułym głosem.
____________________________________________________________
Heeeeeeeeej!
Przepraszam! Miałam dać wam rozdział wcześniej, ale pojechałam jeszcze nad morze, a tam w hotelu nie było wifi -_-
Dzisiaj przyjechałam, więc dzisiaj go dodaje.
I tak myślę, że jesteście wspaniali.
Jak byłam jeszcze u babci to ciągle denerwowałam Aśkę słowami:
,, A ja mam super czytelników, a ty nie!''
I wiecie zazdrość.
A WY I TAK NIE WIECIE NAJLEPSZEGO
Miałam sen. A w tym śnie miałam Josha (perkusista 1D)
i się z nim całowałam
asdfadasdfada
A Aśka zazdrościła.
Za błędy przepraszam jak zwykle i teraz to (hyh)
20 komentarzy= następny rozdział
Może to nie jest ff na skale Darka czy może Aftera
ale przecież 20 kom. to nie dużo, prawda?
To się z wami żegnam i zapraszam nara twittera. ( założyłam go niespełna miesiąc temu) Jak chcecie to zaobserwujcie :>
Cześć zostałaś nominowana do LBA oraz The Versatile Blogger Award. Więcej szczegółów na http://guardian-angel-harry-styles.blogspot.com/2014/07/libster-blog-award.html i na http://guardian-angel-harry-styles.blogspot.com/2014/08/the-versatile-blogger-award.html. Gratuluję :)
OdpowiedzUsuń:oooooooooo
OdpowiedzUsuńjejciu
chce więcej
kocham takiego Louisa
pisz kobieto PISZ
Świetny czekam nn
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 <3 :* :*
OdpowiedzUsuńOMG cały czas liczyłam, że Louis się pojawi przed tym jak oni jej coś zrobią. Współczuje tłumaczenia się....
OdpowiedzUsuń/Madzik
G E N I A L N Y *.*
OdpowiedzUsuńświetny. czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńDwaj next
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na nexta Dominika :*
OdpowiedzUsuńSuper chce nexta. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBiedna Deta :( ale Louis się zemści! I Johnowi nie będzie do śmiechu!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na nexta :**
cudo :D
OdpowiedzUsuńsuper :D :* ;) <3 <3
OdpowiedzUsuńjestem zachwycona i czekalm na kolejny rozdzial! :)
OdpowiedzUsuńMeeega. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, wiem, dawno mnie tu nie było, chociaż dawno przeczytałam, no ale usprawiedliwienie na asku masz Kejżja.
OdpowiedzUsuńI:
JAK TY MOGŁAŚ COŚ TAKIEGO ZROBIĆ TO PO PROSTU JAK NO JAK NO JA JUŻ CHCĘ DALEJ NO TAK NIE MOŻNA NO NO NO jak biedna Deta:(
neeext i ilysfm hehe
Super! <3 <3 <3 :*
OdpowiedzUsuńŚwietny <3 :*
OdpowiedzUsuńKochana świetnie piszesz! Uwielbiam cie! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na następny xx
OdpowiedzUsuńDAJESZ DALEJ KOBIETO, 21 KOMENTARZY JUŻ NO, NIE SŁUCHAJ TEGO FIREPROOF TAK W KÓŁKO, TYLKO MOŻE DLA ODMIANY DODAJ (((JUŻ NAPISANY))) ROZDZIAŁ ._.
OdpowiedzUsuń