Usiadłam na krześle i przysunęłam się bliżej okrągłego stolika. Czułam się trochę nieswojo. Wszyscy byli ubrani w ciuchy godne uwagi, a ja...ja to ja. Louis usiadł na przeciwko mnie, a ja wzięłam w swoje ręcę menu. Jeju ile tu potraw. I to nie byle jakich. Nie te zwykłe co się jada codziennie w domu, tylko wyrafinowane i takie inne. Niektóre nawet były napisane po francusku. Niestety nie znam się dobrze na tym języku. W ogóle się nie znam. Dlatego wybrałam coś normalnego. Łosoś w sosie cytrynowym. Nic specjalnego.
- Ja może kurczaka w sosie brokułowym- powiedział Lou i uniósł swoje kąciki ust ku górze.
Kelnerka lekko się speszyła, a jej policzki oblał rumieniec. Widać było, że Lou jej się spodobał. Kiwnęła głową na znak, że wszystko zapisała i odeszła od stolika.
-Wow- odezwałam się, a on całą uwagę skupił na mnie- Jeden uśmiech i każda jest twoja- stwierdziłam
- Nie każda- powiedział krzyżując ręcę.
Mówi o mnie.
Zarumieniłam się natychmiast i wzięłam łyk wody. Louis za to zaśmiał się pod nosem i nalał najpierw mnie, do kieliszka czerwonego wina.
- Nie powinnnam- wypiłam dwie lampki szampana teraz jeszcze wypije to. A biorąc pod uwagę fakt, że mam słabą głowę do alkoholu możliwe jest, że odlecę w przestworza.
Louis jednak nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na to co mówię. Odstawił butelkę na środek i złączył swoje ręcę w koszyczek. Co dalej?
- Jak masz na drugie imię?- spytał
- Moje drugie imię?- próbowałam się upewnić, a on skinął głową- Anastasie
- Odetta Anastasie...?- dopytywał dalej. No tak przecież nie powiedziałam mu jak mam na nazwisko
- Havel
- Odetta Anastasie Havel- skinął głową.- Masz takie nietypowe imiona.- stwierdził
- Gdybym mogła zmieniłabym je.- powiedziałam, a przed nami ukazała się kelnerka trzymająca nasze jedzenie. Położyła je na stoliku i odeszła. Chwała jej. Dania wyglądały naprawdę smacznie.
Ukroiłam sobie kawałek ryby i włożyłam do ust. Wszystko szybko połknęłam degustując każdy kawałek.
-Posiadasz piękne imiona.- powiedział nie odrywając ode mnie wzroku
Serce mi stanęło słysząc jego komplement. Jeszcze dwa tygodnie temu mówił co innego. Jednak postanowiłam się nie odzywać.
- A ty?- spytałam po krótkiej ciszy, która nastąpiła pomiędzy mną, a nim.
Oblizał wargi językiem i znowu wbił się swoimi oczami w moje.
- Louis William Tomlinson
-William. Jak to fajnie brzmi- oparłam się o krzesło
Uśmiechnął się szeroko i zatopił widelec w jedzeniu.
Wszystko było takie inne. Jakoś trudno było mi uwierzyć w to, że siedzę teraz w restauracji z osobą, która próbowała mnie..
PUF!
Strzeliłam sobie w myślach palcami w głowę.
On. Niebezpieczny koleś jak z jakiegoś opowiadania, siedzi ze mną i je spokojnie kolacje. Wyobrażałam sobie jak to Louis wstaje i zaczyna do wszystkich strzelać ze spluwy właśnie w tym miejscu. Schowałabym się wtedy pod stolik i czekałabym aż się to wszystko skończy. Taka moja natura. Uciekaj przed problemami, a to Cię ominie. Taaa... na bank. Już nawet sobie nie wierzyłam, a co dopiero zaufać takiemu Louisowi. To by było niedorzeczne. Nie wiadomo czy by dotrzymał obietnicy i nikomu nie powiedział moich sekretów. Nie znam nawet daty jego urodzenia, a już się z nim całowałam. Strzeliłam facepalma w myślach. Matko, jaka ja jestem głupia. Charakteru się nie wybiera. Mogłam stać w kolejce po piękność, a nie po tchórzostwo.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam tę samą kelnerkę co nas obsługiwała. Nadal pożerała go wzrokiem. Nie mogła się skupić na swojej pracy, bo cały czas na niego spoglądała. Nie powiem, ładna jest. Spięte, czarne włosy, chudsza ode mnie, piękne pełne usta, duże zielone oczy. Kandydatka na jego dziewczynę.
- Leci na Ciebie- powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy. Trochę dziwnie na to zareagowałam, bo zamiast się tym przejąć byłam rozbawiona.
Podniósł głowę do góry zdezorientowany. Skupił swoje oczy na kelnerce i spojrzał na mnie. Parsknął śmiechem, a na jego twarzy zagościł piękny uśmiech. U mnie rozbawienie prysnęło, gdy tylko zatopiłam swoje gałki w jego tęczówki w kolorze morza. Jakie one piękne. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło. Wzięłam szybko kieliszek z winem. Ciekawe jak to nie jest być ślamazarną osobą? Gdy chciałam go podnieść, kieliszek przewrócił się powodując wylanie się czerwonej cieczy na mój talerz, a także na bluzkę. Otworzyłam usta ze zdumienia i odsunęłam się od stolika podnosząc do góry ręcę. Louis zakrył usta ręką. Nie z szoku i współczucia, on po prostu się śmiał. Opuściłam ręcę i zaczęłam się śmiać sama z siebie, kiedy powinnam być nadąsana i obrazić się na świat, że zalałam sobie koszulę. Chłopak podał mi kremową serwetkę, a ja wzięłam ją. Próbowałam to jakoś zetrzeć, ale nic mi z tego nie wychodziło, dlatego zgniotłam ją i opuściłam na talerz, który również był przemoczony winem. Cholera, ja to mam szczęście.
Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy ludzie gapili się na mnie wzrokiem, który był zbulwersowany moim zachowaniem. No przepraszam za moją niezdarność. Mogłam wylać wino na wasze talerze, a nie na swój.
- Właśnie zostałam zabita- powiedziałam spoglądając na moją koszulę z czerwoną plamą w miejscu, gdzie znajduje się serce, dlatego takie sformułowanie.
Louis uśmiechnął się na moje słowa i zaczął ściągać swoją granatową marynarkę. Zmarszczyłam czoło gdy wstał ze swojego miejsca i znalazł się za mną. Schylił się i nałożył na moje ciało jego okrycie. Siedziałam sparaliżowana, kiedy każdy jego ruch powodował na moim ciele ciarki.
Jego usta delikatnie pocałowały moje ucho, na co ja wstrzymałam na chwilę oddech. Jakby nie mógł skorzystać z takiej okazji, prawda? Czułam jak się uśmiecha pod nosem. Nie obchodziło go to, że ludzie się na nas gapią wraz z kelnerką, która jak widać straciła nadzieje na cokolwiek. Trochę zrobiło mi się jej żal. Zobaczyłam w niej drugą siebie. Tylko różniło nas to, że ona w jakiś sposób była ładna, a ja byłam przeciętna, więc nie wiem dlaczego Louis nie poleciał do niej. Może aż tak źle nie wyglądam? O matko, Odetta wiesz, że tak nie jest. Odezwał się głos w mojej głowie.
Louis odsunął się ode mnie i usiadł na swoje miejsce. Skrzyżował ręcę i bacznie mnie obserwował opierając się o ramę krzesła. Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle i bardziej wtuliłam się w marynarkę, która pachniała męskimi perfumami. Świetne. Uśmiechnęłam się blado. Marynarka doskonale zakryła wielką, czerwoną plamę.
***
Zatrzymał się tuż obok mojego domu. Otworzyłam oczy zdumiona, że już jesteśmy. Jak widać trochę mi się przyspało. Jak wejdę pod ciepłą kołdrę to chyba z niej jutro nie wyjdę. Właśnie, jutro szkoła. A w ogóle która jest godzina? Spojrzałam na wyświetlacz. Dwudziesta druga trzydzieści. Nie jest tak źle. Rozciągnęłam się leniwie i odleciałam znowu na miękki i wygodny fotel.
- Jesteś zmęczona- stwierdził z troską w głosie Louis
-Troszeczkę- powiedziałam ziewając w między czasie. - Co jest jutro?- spytałam rozkojarzona
- Wtorek- odparł
- Super- powiedziałam sarkastycznie
Spojrzałam w stronę domu i zobaczyłam, że żadne światło się tam nie świeci. Więc mama albo śpi, albo jej nie ma. Stawiam na to drugie.
Westchnęłam głośno i pomyślałam, że dobrze by było wyjść z tego samochodu. Uśmiechnęłam się nieśmiało poraz kolejny w tym dniu.
- Dziwne- powiedziałam na co on zmarszczył czoło.- W tym samym samochodzie mówiłeś, że mnie zabijesz, a teraz tak spokojnie odwozisz mnie do domu. Nie ma to sensu.
- W moim życiu nic nie ma sensu- stwierdził bez żadnych oznak żartu czy coś w tym stylu.
- Nie dołączyłam do twojego życia, więc nie wiem jak w nim jest- powiedziałam
- Jeszcze dołączysz- szepnął jeżdżąc swoim kciukiem po moim zarumienionym policzku. Zbliżył się do mnie. Jego oczy tak bardzo przeszywały moje gałki, że myślałam, że zaraz tam padnę. Zwilżył swoje wargi i przywarł nimi do mojego czoła nie odrywając swojej ręki od mojego policzka. Zamknęłam oczy czując rozkosz, która budowała się w moim brzuchu. Jak to się mówi? Motylki w brzuchu? Tak, chyba to czułam. Czuć jego wargi na mojej skórze. Już się z nim całowałaś, ale nie czułaś tego samego co teraz. Teraz było coś innego. Nic innego się nie liczyło, tylko to, że mnie pocałował. Nieważne gdzie, ważne, że to zrobił. Nie, zaraz. Myślałam, że stanie się moim wrogiem, a nie kimś z kim będę miała lepszy kontakt.
- Dobranoc, Odetto.
_____________________________
Hejjjjjjjjjj!!!
Przepraszam, że nie dałam rozdziału wczesnie, ale miałam blokadę twórczą.
Przepraszam jeszcze, że taki krótki, ale nie stać mnie na więcej xD
Może będzie więcej się działo w następnym. :>
Czytasz?= Komentujesz!
PS. Jak są błędy to ogromnie, cholernie przepraszam. :>
kocham <3
OdpowiedzUsuńI znów kolejny, udany rozdział ^^ Oby tak dalej :3
OdpowiedzUsuńncnsjbcsncskamcjscscnjsbchbsdcjslcbjhdcbdscjhdsvkbhgbdcdbvkbdgvbksdjhk
OdpowiedzUsuńbłagam, dalej!!!
proszę cię, proszę cię, proooszę!
ja nie wytrzymam już dłużej!
neeext, błagam ;-;
boooski
OdpowiedzUsuńNie jest taki krótki, nawet wydaje mi się, że dłuższy od poprzedniego ;)
OdpowiedzUsuńAlbo po prostu mam złudzenie :3
Btw. Rozdział fajny, przyjemnie się go czytało.
Boże, przepraszam Cię, że tak krótko skomentowałam, ale wróciłam dopiero z pracy i jestem wymęczona :/
[Jestem instruktorką jazdy konnej i sześć godzin na stajni w czym poprowadzenie czterech jazd, zdecydowanie daje w kość].
Love xx
Fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWow!! Ja chcę więcej!!!
OdpowiedzUsuńGratulacje!!! Nominuje Cie do LIEBSTER AWARDS!
OdpowiedzUsuńPo więcej informacji zapraszam tu
http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/
Jejku a już zwątpiłam czy będzie rozdział :D
OdpowiedzUsuńAle nie zawiodłaś ♥ Dziękuję ;*
/Madzik
Dziewczyno, piszesz świetnie ! To jeden z niewielu blogow, gdzie zarówno treść jak i forma, ortografia są wzorowe :D
OdpowiedzUsuńSuper;*
OdpowiedzUsuń