piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 2 ,, I znów muszę Cię podnosić''

Budzik zadzwonił punktualnie o 6:00, więc nie obijając się wstałam żwawo z łóżka. Wzięłam prysznic, który trwał może z pietnaście minut. Mój brzoskwiniowy płyn do kąpieli orzeźwił moje ciało i przez to poprawiło mi się samopoczucie. Po wczorajszym naprawdę mam dość. Na całe szczęście puścił mnie. Wolną. Ale dlaczego? Przecież mówił, że za dużo widziałam. Nie rozumiem. Dobra Deta nie myśl o nim, tylko się ubierz. Włożyłam jakąś szarą, zwykłą bluzę, która sięgała mi do połowy ud i czarne legginsy. Uuu, nie będę musiała przebierać spodni jak będzie w'f. Jeszcze raz sprawdziłam czy aby na pewno dobrze sprawdziłam, czy nie mam nic zadane. Wiem, jestem strasznie głupim kujonem, ale wole mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Zrobiłam delikatny makijaż i postanowiłam przejrzeć się w lustrze. Nic specjalnego. Zwykła dziewczyna, która nie ma stylu. Normalne. Zobaczyłam jeszcze raz która godzina i postanowiłam zjeść jogurt naturalny. Nigdy nic nie jadłam przed szkołą, więc chciałam zrobić na przekór rutynie, ale w lodówcę miałam tylko to. Zajrzałam jeszcze do sypialni mamy. Śpi. Nie chcę jej budzić. Zamknęłam drzwi od domu i wyszłam. Moje czerwone trampki jakoś nie za bardzo pasowały do reszty ale co tam. Aż do samej szkoły kopałam mały, szary kamyk. Ominęłam park. Bałam się. Może tego, że on tam będzie. Weszłam do głupiej, cholernej szkoły. Od razu zobaczyłam Sandy ze swoją ekipą. Ja pierdziele. Podeszłam do swojej szarej szafki i wyjełam z niej białą bluzkę na w-f.
- Hej, Odetta- jakiś głos przemówił do mnie, więc odwróciłam się i zobaczyłam Sam'a. Grubego kolesia, który myśli, że jest fajny, Ale na pewno bardziej  lubiany niż ja - Chcesz zatańczyć z łabędziami?- spytał robiąc figurę jak baletnica. Ci co byli najbliżej śmiali się w najlepsze razem ze zgrają Sandy. Odwróciłam się od nich i zamknęłam swoją szafkę, przeciskając się przez tłum głupich ludzi, którzy nie mieli własnego życia, tylko zajmowali się cudzym. Próbowałam przejść, lecz jedna z Sandy TEAM podłożyła mi nogę. Przewróciłam się na zimną podłogę i słyszałam jak ich śmiech stał się głośniejszy. Bardziej natrętny. Zostawcie mnie do cholery! Podniosłam się i ruszyłam prosto do sali, gdzie odbywała się fizyka. Usiadłam najdalej jak się dało, koło okna. Dobrze, że każdy ma osobne ławki. Ale i tak by ze mną nikt nie usiadł. Dobra Deta, nie użalaj się nad sobą, Zadzwonił dzwonek, więc cała zgraja głupich ludzi ruszyła w stronę sali. 
Minęło może 15 minut lekcji, gdy nagle zachciało mi się spać. To był może zły pomysł wstawanie o 6:00. Próbowałam jakoś się ocucić, lecz nie mogłam nic na to poradzić. Podniosłam rękę i spytałam się czy mogę iść do toalety. Na moje szczęście pozwoliła mi, bez żadnych głupich uwag typu ,, Przerwa była od tego'', tylko uśmiechnęła się. Wstałam nie pewnie i podeszłam do drzwi.
- Utop się tam- usłyszałam za sobą głos. Nie zwracałam na to uwagi, na śmiechy wszystkich uczniów, tylko wyszłam. Otworzyłam drzwi łazienki i przetarłam zimną wodą twarz. Trochę mnie orzeźwiła, więc spokojnie mogę iść na lekcje. Tylko, że ja nie chcę. Boję się tam iść. Ale muszę.
Obyło się już bez docinek, bo wszyscy już prawie spali. Naprawdę była aż tak nudna lekcja? Przecież sama usypiałaś. Nie ważne. 
Minęła chemia,biologia i nastał w-f. Tylko nie to. Wszystkie miały na sobie te szorty, o których wspomniałam. Ja jako jedyna miałam te same długie legginsy. Nie obyło się bez głupich spojrzeń i komentarzy. Zpiełam swoje włosy w kucyk i weszłam na salę gimnastyczną. Kazali nam robić głupie przysiady i skłony. Zrobiłam co kazali. Potem była już większa rozgrzewka. Wszystkie miały niezłe krągłości, a ja... A ja to ja. Nagle kazali nam biegać. Nienawidzę tego. Dobierali nas w pary. 
- Danny do Alex'a, Ver do Finix i Deta do Sandy- powiedział trener, którego LUBIAŁAM. Jak to z Sandy?! Ja tego nie przeżyję. Jej spojrzenie miażdżyło mnie, a ja miałam wrażenie, że wciskam się w ziemię.
Każda para już przebiegła, gdy trafiło na nas. Każdy kibicował Sandy. Zauważyłam pośród dziewcząt, mniejszą od wszystkich wzrostem, Azjatkę, która pokazywała mi kciuki do góry. Miło z jej strony. Stanęłam na lini, obok Sandy i ruszyłyśmy. Z początku Sandy prowadziła. Była naprawdę dobra. Lecz pod koniec mety obudziło się we mnie zwierze i poczułam siłę w nogach. Moje kroki robiły się większe, co spowodowało wyścignięcie Sandy. Jej wzrok spoczął na mnie. Była zdezorientowana, ale nie mogła przyspieszyć. Byłam już na mecie, gdy Sandy dopiero dobiegała. Wszyscy osłupieli. Myśleli, że wygra Sandy. Trener również był zszokowany. I dobrze. Cała nasza publiczność była cicho. Nikt się nie odezwał. No tak. Sandy wszyscy lubią! ,,Będzie dobrze,, powtarzałam sobie.
Po skończonych biegach, każda poszła się przebrać. Zdjęłam bluzkę i nałożyłam na ciało szarą bluzę, gdy nagle zjawiła się Sandy, o Boże. Wyszarpała mi z ręki biały t-shirt i zaczęła nim wymachiwać
- Fajnie się biegało, co?- spytała wyciągając z kieszeni nożyczki- Ośmieszyłaś mnie- odparła i zaczęła ciąć biały materiał bluzki. 
- Zostaw!- krzyknęłam, ale na próżno. Próbowałam wyszarpać odzież z jej rąk, ale nie potrafiłam. Rzuciła bluzką w kąt, na co jedna z team'u wrzuciła ją do toalety. Sandy popchnęła mnie na ścianę i  pokazała ostrze nożyczek na wysokość moich oczu.
- Jeśli komuś powiesz, wbije Ci to do oka- zagroziła mi, a po chwili odeszła. Każda dziewczyna wyszła z przebieralni, tylko ja stałam tam dalej wryta. Po chwili oparłam się kolanami o podłogę i zaczęłam na ślepo szukać mojej torby. Nic nie widziałam przez mojej załzawione oczy. Po chwili wybuchłam głośnym płaczem. Czemu mnie to spotyka? Już lepiej by było gdyby ten cały Louis zabiłby mnie wczoraj. To by ułatwiło wszystko. Ale nie zostawię mamy w takim stanie. Nie mogę. Usłyszałam dzwonek, więc otarłam łzy i pośpiesznie wzięłam torbę i ruszyłam na następne tortury.

Dzwonek. Czyli wolność. Tak się cieszę! Wszyscy popędzili do swoich szafek wraz ze mną. Wyciągłam z niej brązową kurtkę i odziałam się w nią. Wszyscy powoli wychodzili, a ja jeszcze pakowałam potrzebne książki i zeszyty do szarej torby. Gdy już zrobiłam tę czynność, wyszłam z tej cholernej budy! Nie patrzyłam na nich wszystkich, ciekawsze były moje brudne trampki. Nie zważając na nic nagle na kogoś wpadłam. Jak zwykle moje szczęście jest niewidoczne jak mi jest potrzebne. Była to sama w sobie Caty, przyjaciółka Sandy. 
- Patrz gdzie leziesz!- krzyknęła na mnie, na co ja się cofnęłam do tyłu
- Nie chciałam- powiedziałam prawdę. 
- Co się dzieje, kotek?- usłyszałam głos chłopaka. Proszę żeby to nie był on!
- John ona mnie popchnęła!- krzyknęła pokazując na mnie palcem. John, to jej chłopak. Jest chyba kimś ważnym, czy coś.
- J... Ja tego nie zrobiłam- powiedziałam jąkając się. Przecież jej nie popchnęłam. Ja tylko ją lekko szurchnęłam. Bałam się, cholernie się bałam. 
Jego zielone tęczówki, zmieniły barwę na bardziej ciemniejszą. Podszedł niebezpiecznie do mnie i popchnął mnie z całej siły na ziemie. Gdy ludzie to zauważyli szybko znaleźli się obok nas, robiąc dookoła kółko. No świetnie. Jeszcze gapiów nam brakowało. Podniósł mnie ciągnąc za materiał mojej kurtki. Nie czułam już ziemi. Po prostu wisiałam. Był naprawdę silny. Miałam ochotę się popłakać, ale strach dokładnie mnie sparaliżował. Moja ręka zaczęła niebezpiecznie drgać, jak zawsze w takich sytuacjach. 
- Ostatnie życzenie, przed utratą zęba?- spytał uśmiechając się podle. Kurde, gdybym miała tylko tyle siły co on!
- Puść ją- usłyszałam głos.I to nie byle jaki głos. Nie, to niemożliwe. Ten głos o...on należał do...
- Louis- szepnęła dość głośno jedna dziewczyna z kółka. Skąd ona go zna? Wszyscy stali tam wpatrując się w niego przestraszeni. Kim on do cholery jest?!
Odwróciłam się w tamtą stronę. Miał na sobie czarne spodnie i t-shirt tego samego koloru. Jeszcze do tego długi, czarny, męski płaszcz. Jego włosy były świetnie wystylizowane a oczy były po prostu boskie! Wyróżniały się pośród jego całej garderoby. John puścił mnie na co ja z całej siły spadłam na dół. Uderzyłam się łokciem o chodnik. Auu! Chłopak Caty był przerażony. No proszę on? Największy twardziel w szkole? Niemożliwe. 
Louis podchodził do nas dosyć wolno, jak widać nie bał się go.
- Nie uczyłeś się o tym w przedszkolu?- spytał Louis unosząc dłonie do wysokości swojego paska od spodni.
- O...o...o czym? - On się jąkał. John się jąkał! Powinnam to nagrać telefonem, ale raczej nie muszę. Ktoś to robi już za mnie. Rozejrzałam się i prawie wszyscy kamerowali całe to zdarzenie
- O tym, że nie biję się dziewczyn...- Louis włożył do kieszeni spodni ręcę czekając na odpowiedź Pana Twardziela.
- Ucy... Uczyłem się
- Serio? Nie zauważyłem, że coś wyniosłeś z tej lekcji, prawda Odetto?- spytał puszczając do mnie oczko. O chorobcia, chyba się zaczerwieniłam.- Odetta?- spytał czekając na odpowiedź. Kiwnęłam nie pewnie głową. On uśmiechnął się do mnie - A reszta? Co sądzicie? - spytał podnosząc do góry ręcę do całej '' widowni''. Wszyscy na jednym wydechu powiedzieli ,, tak''. Znów uśmiechnął się zawiadacko i podszedł blisko Johna- Trzeba odświeżyć Ci pamięć- powiedział po czym uderzył go z całej siły pięścią w twarz. Złapałam się za usta, żeby nie krzyczeć gdy John leżał na ziemi i trzymał swój bolący policzek. Louis poprawił swój płaszcz i znów spojrzał na mnie. Podszedł i podał mi rękę.
- I znów muszę cię podnosić- uśmiechnął się i złapał moją rękę, która dalej drgała. Zmarszczył lekko brwi zdziwiony tym widokiem. Wow, teraz taki dżentelmen, a poprzedniej nocy chciał mnie zabić. Zaiście, kurwa, zaiście. Stałam już na nogach, a reszta dalej się na nas patrzyła. Przestaniecie?! Mój wybawiciel złapał mnie delikatnie za rękę i podszedł do swojego czarnego Audi. Czemu tego wcześniej nie zauważyłam? Ej, skąd on wiedział gdzie się uczę? Oparł się o drzwi samochodu i przyciągnął do siebie. 
- Nie pocałujesz mnie?- spytał poważnie, trzymając nasze ręcę w uścisku
- Co?- spytałam zdziwionym głosem. Skąd mu się to wyrwało?!
Przybliżył się do mnie i szepnął  do mojego ucha:
- Rozejrzyj się- zmarszczyłam czoło i zrobiłam to co powiedział. Wszystkie dziewczyny patrzyły się na nas. Pośród nich zauważyłam sylwetkę Sandy. Dobrze tak szmacie!- Wiesz jak będą Ci zazdrościły, gdy mnie pocałujesz?- spytał. Rozszerzyłam oczy i wyciągnęłam z jego uścisku moje ręcę. Idiota! Gdybym to zrobiła, miałabym jeszcze gorsze piekło niż miałam do tej pory. Ale co on wie... Uśmiechnął się i podszedł do drugiej strony auta.
- Wskakuj mała
Znów zmarszczyłam czoło, słysząc jego słowa. O nie ma mowy!
- Wczoraj miałeś plan mnie zabić, a teraz mnie wielce ratujesz?!- byłam naprawdę pewna siebie. Louis przycisnął do swoich ust palec, co miało mi uświadomić, żebym była cicho.
- I zrobię to- stwierdził z kamiennym wyrazem twarzy- Jeśli ty zrobisz to, co Ci zakazałem. 
O polepszyło mi się dzięki! 
- I teraz mam tak spokojnie wejść do twojego auta? Po moim trupie!- powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Miałam go serdecznie dosyć. Palant. Gdy go tylko zobaczyłam powinnam uciekać gdzie pieprz rośnie. A ja co? Ucinam sobie z nim pogawędkę. Nieznoszę go! No ale w końcu uratował mnie od tego kolesia.
Po chwili poczułam  jak ktoś łapie mnie za rękę i obraca mnie jak w tańcu i przyciska do swojego torsu. Oh, Louis. Spojrzał mi głęboko w oczy. O jeju, te jego seksowne tęczówki. Zaraz stop!
- Chodź...- powiedział uwodzicielsko.
_______________________
Soł khem khem...
Nie wiem co napisać ;-;
Jak wam się podobał rozdział? Piszcie w komentarzach :D

8 komentarzy:

  1. Super rozdział! :3 Louis w płaszczu ...taaaaaak! Dhsjsjdjjsbzjajs *0*
    Czekam na nastepny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, boże. Świetny *_* Czekam na next ;) Naprawdę, umiesz pisać i masz pomysły :P Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoooooo :D jaki mega wogle super. Zarąbisty rozdział i masz talent ^^.
    Jaaaaa nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :3333~wercia.
    http://cheesy-destination.blogspot.com/
    :333

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski ;) Nie mogę się doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeej, masz talent dziewczyno! Pisz szybko następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O...KURWA... DZIEJE SIE!

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww *-* Lou ją obronił :)

    OdpowiedzUsuń