piątek, 3 października 2014

Rozdział 16 Księżniczka Łabędzi.

                                                                       *muzyka*
Przez cały ranek i południe leżałam. Leżałam na kanapie przed telewizorem. Tak naprawdę tylko udawałam, że coś oglądam. Moje myśli były zajęte czymś innym niż serial czy jakichś program kulinarny. Przemieniłam wcześniej opatrunek, jednak dalej miałam zdarty policzek i łokcie. Kolano wyglądało lepiej, ale nie jest z nim za dobrze. Zacisnęłam oczy, gdy poczułam ból w udzie. Najgorsze miejsce gdzie mogłam upaść. Ono cały czas daje się we w znaki zginając mnie do dołu. Nie miałam na sobie makijażu, a moje włosy rozłożyły się jak chciały po poduszce. Na sobie miałam tylko czarne rurki (standard) i długi, biały sweter.
Moja mama z kimś rozmawiała przez telefon. Nie wsłuchiwałam się z kim, bo nie chciało mi się. Cały czas czułam zmęczenie, ale przecież nic nie robiłam. Zamknęłam oczy próbując zasnąć chociaż na dwadzieścia minut. Ułożyłam się wygodnie i powoli zasypiałam przy włączonym pudle, zwanym również jako telewizor.
Momentalnie obudził mnie dzwonek komórki. Przetarłam ręką twarz i sięgnęłam po niego. Pers.
- Halo?- odezwałam się pierwsza zaspanym głosem
- Cześć, Deta. Wszystko u ciebie w porządku?- spytała z troską w głosie. No, tak. Nic jej nie powiedziałam. Może nawet to i dobrze. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.
- Trochę tak, trochę nie- zaciągnęłam się powietrzem i czekałam na jej reakcje.
- Nie było Cię dzisiaj w szkole, więc pomyślałam, że coś się stało- powiedziała smutnym  dojrzałej kobiety po przejściach głosem- Coś się stało, prawda?
Ścisnęłam róg poduszki moją ręką. Wyobraziłam sobie Persię w jej pokoju wokół jej świetnych plakatów, siedzącą na środku pokoju. Na dworze było zimno, a po oknach ścigały się krople deszczu.
- Pers, przepraszam, ale nie chcę o tym rozmawiać.- Nie chcę jej zranić. Starałam się powiedzieć to jak najgrzeczniej jak mogłam, ale możliwe, że nie udało mi się z powodu mojego zachrypniętego głosu- Przepraszam
- Jasne, okej nie ma sprawy. Nie jestem zła, po prostu się martwię- oznajmiła spokojnie bez śladu urazu.
- Może Ci kiedyś powiem- rzekłam. W tym momencie usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu i zamyka drzwi-Muszę kończyć. Dzięki za telefon- rozłączyłam się zanim zdołała coś powiedzieć.
Odwróciłam głowę w stronę drzwi. Zmrużyłam oczy czekając na to kto wejdzie.
- Louis? Co ty tutaj robisz?- spytałam  gdy przeszedł przez próg drzwi.
- Twoja mama do mnie zadzwoniła. Musiała gdzieś iść, a nie chciała zostawić cię samej- uśmiechnął się podchodząc do mojej osoby.
Gdzie poszła mama? Nawet nie zauważyłam kiedy wyszła. Kazałam mu usiąść koło mnie, więc tak zrobił. Nie wiedziałam dlaczego, ale położyłam głowę na jego kolanach. Może potrzebowałam czyjejś bliskości i troski. Nie wiem czy dostanę to od niego, ale warto zawsze próbować. Dotknął swoją dłonią moją głowę i układał rozwalone po każdej stronie pasma włosów.
- Jak się czujesz?- spytał po pięciu minutach
- Chcesz usłyszeć prawdę czy kłamstwo?
- Prawdę- oznajmił stanowczo, lecz czule.
- Źle- powiedziałam zakładając dwie ręce pod głową.
- Nie powiesz mi kto to zrobił?- bardziej stwierdził niż zapytał.
Odpowiedziała mu cisza z mojej strony. Wyciągnęłam rękę po pilota i przełączyłam na jakiś film akcji. Ściskało mnie w żołądku, bo wiedziałam, że muszę mu powiedzieć. Nie mogę cały czas siedzieć cicho. Poza tym nie powinnam go okłamywać.
Film dłużył się niemiłosiernie, a ja przez ten cały czas myślałam, jak mam mu to powiedzieć. A może w ogóle nie powinnam o tym gadać? Lepiej by było o tym zapomnieć i żyć dalej? Mój umysł podzielił się na dwie strony. Tak jakbym miała na prawym ramieniu aniołka, a po lewej stronie diabełka. Louis również oglądał ten film ze względu na mnie, bo myślał, że chcę go obejrzeć. Połknęłam gulę formującą się w moim gardle. Co robić, co robić? Otworzyłam usta, lecz po chwili je zamknęłam, bo nic się z nich nie wydobyło. Dlaczego to nie jest takie proste... A może ja źle robię? Może nie powinnam mu mówić. Tak by było najlepiej, jednak nie chce okłamywać żadnego osobnika w rodzinie jak i poza nią.
- To był on- powiedziałam. Zaskoczyłam samą siebie. Myślałam, że nic nie powiem, że nie dam rady. Jednak się udało. Mam to brać za porażkę czy zwycięstwo?
Louis zastygł w bezruchu. Pewnie sprawdzał czy dobrze usłyszał. Tak, zaczęłam o tym rozmowę. Ja, tak ja.
- On? On czyli?- odezwał się po paru minutach. Zostało mi to jeszcze do wyjaśnienia.
- W drugi dzień jak Cię poznałam- oznajmiłam szepcząc cichutko jak myszka. Mam nadzieje, że skojarzy fakty.
Poczułam jak jego ciało się napina razem ze szczęką. Zdenerwował się, kojarząc go. On już wie. Matko, co ja zrobiłam? Nie powinnam nic mówić. Ale jestem głupia!
- Dlaczego powiedziałaś, wczoraj, że to ONI Ci zrobili? Było ich więcej?- dopytywał się łącząc wszystko w całość.
- Byli tam, jednak tylko on to zrobił- pociągnęłam nosem, lecz nie płakałam. Przygryzłam ze zdenerwowania wargę, aż w końcu poczułam metaliczny smak krwi.
Wziął głęboki oddech. Układał wszystko w swojej głowie, aż znowu zapytał:
- Jak to było dokładnie?
Teraz ja wciągnęłam powietrze.
- Nie robiłam nic złego- załkałam ponownie kładąc głowę na jego kolanach- Ja po prostu...Zobaczył mnie i powiedział, że mam nic nie mówić, bo będzie gorzej- pociągnęłam nosem, jednak tym razem uleciało  kilka łez- I on mnie...- nie dokończyłam bo wybuchłam płaczem. Złapałam się ręką za czoło i ryczałam.
Louis dotknął mojego ramienia i zacisnął oczy.
- Leżałam na drodze, jak jakaś dziwka!- wstałam i krzyknęłam wypełniona po brzegi łzami.
Brunet spojrzał w moje oczy i mocno mnie przytulił. Poczułam jego męskie perfumy, które mocno ubóstwiałam. Dobrze, że nie miałam na rzęsach tuszu, bo inaczej bym mu pobrudziła ubranie.
- Proszę, zostaw go w spokoju- podniosłam głowę i spojrzałam w jego piękne jak niebo, oczy.
- Zwariowałaś? Nie mogę tego tak zostawić.
- Możesz. Jeśli mu coś zrobisz...- próbowałam znaleźć jakąś dobrą metodę do szantażu
- To?- domagał się zakończenia. Patrzył na mnie jak na głupią. Miał rację. Została pobita przez kolesia, a potem jeszcze się za niego stawia.
- To nie odezwę się do ciebie już nigdy.- Mój wyraz twarzy był poważny.
- Dlaczego go tak bronisz?- spytał z niedowierzaniem
- Nie chcę mieć gorszych kłopotów. Nie chce go pamiętać, rozumiesz?- zacisnęłam oczy, gdy udo zaczęła dawać o sobie znać.
- Ale, Odetta...
- Obiecujesz?
- Słońce, przecież...
- Obiecujesz?!- spytałam oschle. Bardzo  starałam się mówić poważnie i stanowczo, jeszcze po tym jak nazwał mnie ,,Słońce''.Czułam jak moje serce mięknie.
Westchnął.
- Obiecuje- Patrzył w moje gałki oczne bym mu zaufała.
Zamrugałam dwa razy i spuściłam wzrok. Owinęłam ręce wokół jego szyi jak wczoraj i przysunęłam się do niego. Mocno mnie objął w talii i podniósł do góry głowę. Czułam jak bije jego serce. Pam, pam, pam. Pocałował mnie w głowę, a ja starałam się nie myśleć o tym co stało się wczoraj wieczorem. Przynajmniej próbowałam.
- O, widzę, że już się lepiej czujesz- rzekł głos mojej mamy za nami.
Szybko się oderwałam od jego klatki, a na moje policzki stałe się różane. Louis uśmiechnął się blado w moją stronę. Wstał z kanapy i schylił się by pocałować mnie w czoło. Moja mama była już w kuchni i rozkładała zakupy na blacie. Louis wychodził. Miałam zamiar krzyknąć ,, Nie wychodź, zostań ze mną!'', ale nie miałam odwagi.
- Nie zostaniesz na kolacji?- spytała rodzicielka widząc jak Lou zmierza ku wyjściowych drzwi.
- Nie chcę robić kłopotu- rzekł chwytając za klamkę.
- Ale to żaden kłopot- próbowała go namówić uśmiechając się pięknie aż po uszy.
- Powinienem już iść.
- Zostań- odezwałam się, gdy wstałam z kanapy. Bawiłam się palcami ze zdenerwowania. Poczułam przeszywający ból w udzie jak i w kolanie. Ugiłam się pod jego wpływem. Złapałam się ramy siedzenia. Nie wiedząc kiedy Louis stanął obok i podtrzymał mnie.
- Dobrze- powiedział to wolno i patrząc prosto w moje oczy. Tak jakby się zgadzał ze względu na mnie. Zatopiłam się w jego tęczówkach, gdy on otarł krew z mojej uszkodzonej wargi.
Moja mama ponownie się uśmiechnęła i wróciła do kuchni. Złapałam go za rękę i poprowadziłam  do swojego pokoju.
- Masz bardzo ładny pokój- rzekł z uśmiechem, gdy zamykałam drzwi, a on stał na środku i wpatrywał się na ściany, lampy, biurko i... na łóżko.
Przygryzł lekko wargę patrząc się w nie, jakby o czymś myślał,  a następnie powrócił wzrokiem na mnie.
- Boli?- spytał dotykając przetarcia na policzku jedną ręką, a drugą przytrzymywał moją brodę
- Nie- odpowiedziałam stojąc sztywno na palcach.
Całe szczęście, że nie było gorzej. Jakbym trafiła głową o krawężnik, to pewnie byłabym martwa. Ale żyję. Żyję i widzę Lou, który zagląda mi w szafki, bo mu na to pozwoliłam. Usiadłam na łóżku patrząc na jego ruchy. Zerknął najpierw w szafeczki w biurku. W pierwszej były długopisy i pióra wraz z nabojami do nich. Wziął go do ręki i uważnie mu się przyglądał.
- Ty tym piszesz?-spytał zaskoczony jakby pierwszy raz to na oczy widział. - Ja jestem przyzwyczajony do długopisów.
- Czasami- oznajmiłam kładąc się na łóżku.
- Naprawdę?- zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy.
- Mhm- mruknęłam schodząc powoli z mojego łóżka.
Uwagę chłopaka przykuła półka z książkami. Och, tak, kocham ją. Różnią się gatunkami, ale każda ma w sobie to coś. Nigdy żadnej nie wyrzuciłam. Mam na niej nawet książki z dzieciństwa.
- Lubisz czytać- stwierdził podchodząc do niej bliżej.
- Kocham.
Stał obok niej i czytał ich tytuły. Po chwili zaczął czytać na głos wszystkie nazwy jakie mu się rzuciły na oczy:
- Buszujący w zbożu, Skarga zakochanej, Wichrowe wzgórza. Nie czytasz nowoczesnych utworów...- jego głos zdradził u niego zaskoczenie.
- Jeśli chodzi ci o ,,Zmierzch'' czy ''Piękne istoty'' to muszę się z tobą zgodzić.
Na jego twarzy zobaczyłam szeroki uśmiech.
- Jaka jest twoja ulubiona książka?- spytał, dalej przeglądając moją półkę.
Chwilę musiałam się zastanowić. Trudno było mi wybrać pośród tych wszystkich wspaniałych dzieł, ale w końcu zdecydowałam:
- Wydaje mi się, że ,,Stary człowiek i morze''.
Przez chwilę się nie ruszał jakby ktoś zatrzymał na chwilę czas. Znów pojawił się półuśmiech na jego twarzy po jednej stronie policzka.
- Dobry wybór- oznajmił
Złączyłam swoje dłonie w koszyczek i podeszłam do niego. Stał nieruchomo z rękami w kieszeniach podziwiając moją literaturę. Moja półka była dość duża, ale i tak książki, które się nie zmieściły trzymam na strychu.
Jego wzrok przykuła książka średniej wielkości. Spuściłam wzrok gdyż wiedziałam jaki jest tytuł tej książki. Przygryzłam wargę ciekawa jego reakcji. Otworzył ją i przeczytał parę zdań.  Uśmiechnął się szeroko, a moje serce zrobiło się ciepłe jak gorący kaloryfer.
- Księżniczka Łabędzi- stwierdził, a z jego twarzy nie schodził uśmiech
Spojrzał w moją stronę. Zarumieniłam się i przetarłam wargę o wargę. W moim pokoju świeciła się tylko jedna lampka, ta co wczoraj w nocy.  Odłożył książkę na biurko i złapał mnie obiema rękami za twarz. Powoli zbliżał się do mnie, a mój żołądek zacisnął się z podekscytowania. Delikatnie dotknął moich ust swoim kciukiem. Był tak blisko mnie, że czułam jego oddech na mojej szyi. Louis był jedyny w swoim rodzaju. Może po prostu nie mam porównania, ponieważ jeszcze z nikim nie chodziłam. Lecz jego zachowanie i to w jaki sposób mnie traktował był wspaniały. Za każdą jego bliskością zmieniałam się w kogoś kim jestem naprawdę. Mogłam mu zdradzić wszystkie sekrety i zwierzyć się z problemów. Jego dotyk sprawia, że cała drżę i dostaje gęsiej skórki. Będąc sama jestem sobą, lecz w innej postaci. Bardziej wyblakłej, nie widzącej okna na świat. Byłam jak ona. Jak Księżniczka Łabędzi.
- Khem, khem- odezwała się mama opierając o framugę drzwi.
Zacisnęłam wargi, by się nie zaśmiać.  Louis zrobił to samo i założył kosmyk moich włosów za ucho. Przez to jeszcze bardziej zarumieniona odwróciłam się w stronę mamy.
- Kolacja gotowa- uśmiechnęła się
- Zaraz zejdziemy- powiedziałam podnosząc ramiona do góry.
- Zaraz- wywróciła zabawnie oczami. Podniosła dwa palce u rąk i zgięła je. Wyszła z pokoju, a ja zawstydzona zaśmiałam się w ramię Lou.
                               
Mamrałam i dłubałam w jedzeniu, kiedy mama jadła wszystko ze smakiem. Gdybym sama coś zrobiła do jedzenia, to pewnie też bym chciała sprawdzić, czy dobrze smakuje.
- Odetta musisz coś zjeść- odezwała się mama widząc, że nic nie wzięłam do ust.
- Dzięki mamo, nie jestem głodna- oznajmiłam łapiąc się ręką o głowę, a drugą dłonią jeździłam widelcem po talerzu.
Louis odłożył sztućce i skrzyżował ręce patrząc na mnie.
- Dlaczego nic nie jesz?- spytałam zaskoczona. Przecież tak nie można.
- Nie jestem głodny- przedrzeźnił mnie, a ja zmrużyłam oczy
- Jedz, musisz- rzekłam poprawiając się na brązowym krześle
- Dopóki ty nic nie zjesz, ja też nie włożę nic do ust- zaszantażował mnie.
Moja mama zadowolona z pomysłu Lou również odłożyła widelec na bok.
- Mamo!
- Musisz coś zjeść- powiedział Lou nie ruszając nic co było na stole. Nie mogą mi tego zrobić.
- Ale...
- Odetta
Westchnęłam mruknięciem z poirytowania i włożyłam do ust makaron z sosem serowym. Przeżuwałam ostrożnie każdy kęs jaki wzięłam. Louis uśmiechnął się pod nosem i poprawił na swoim siedzeniu. Szantażysta.
Mama również zaczęła jeść z powrotem kiedy zauważyła, że połowa z mojego talerza zniknęła. Druga szantażystka.
Gdy w końcu zjadłam wszystko westchnęłam przez przejedzenie i oparłam się o krzesło.
- Zadowoleni?- wodziłam wzrokiem po tej dwójce.
- Bardzo- uśmiech nie schodził z twarzy mamy.
Złapałam się za wypełniony brzuch. Wyglądałam jak kobieta w piątym miesiącu ciąży. Louis wstał i złapał mnie za rękę bym wstała. Stęknęłam kiedy już normalnie stałam na nogach. Brunet podziękował i ruszył do drzwi. Podążyłam za nim by go odprowadzić. Dlaczego on jest taki...
- Wszystko okej?- spytał gdy zobaczył moją zamyśloną minę. Ocknęłam się i spojrzałam w jego rozszerzone źrenice.
Zaśmiał się schylając na dół głowę.
- Przyjedziesz jutro?- zacisnęłam wargi najmocniej jak potrafiłam.
- Jeśli będzie Ci to sprawiać przyjemność, będę przyjeżdżał codziennie- powiedział pełen powagi, jednak na jego twarzy widniało rozbawienie.
- Masz moją zgodę.
Dotknął swoim palcem mój zraniony policzek i przekręcił głową. Przyciągnął mnie do siebie, a ja znowu zatopiłam się w jego mocnym i czułym uścisku. Oparł brodę o moją głowę i westchnął. Poczułam jak jego klatka podnosi się i opada. Mógłby robić za poduszkę na moim łóżku. Jako grzejnik również. Powstrzymywałam się jak mogłam by nie zacząć płakać. Niech on zostanie i się mną opiekuje. Potrzebuje  najbliższych. Jego najbardziej.



___________________________________________________________________

Hej wam. Jak tam? Bo u mnie dosyć kiepsko. Chora jestem i chcę mi rozerwać gardło. Ał. Trochę mi smutno, że tylko tyle komentarzy. No nic, jak nie chcecie to was nie zmuszę. 
Poza tym wiecie, że nie tylko na tym ni zależy, prawda? Bardzo was lubię, chociaż praktycznie to was nie znam (*facepalm*)
No, a tego. 
Podobał wam się rozdział? :)) 
Aha! W opowiadaniu będą się pojawiać dwie wersje imienia bff Dety. Raz będę pisać Percia a raz Persia. A to tylko dlatego, że idk jak mam jej imię pisać. Wybierzcie xd
No to teraz komentarze (nierozłączny mój towarzsz)
15 komentarzy=następny rozdział
Mam nadzieję, że wam się spodobał i no :>
I jeszcze jedna sprawa! 
Otóż znów zaczęłam pisać About You! Ta, trochę minęło czasu xd. Ale do rzeczy. Zainteresowanych zapraszam do linku. Znajduje się tam informacja na temat tego co z tym zrobię dalej. Zrobię tu mały spoiler. wszystkousuwamizaczynamprzygodęztymblogiemodpoczątku! Uf xd
Link: About you
I przypominam jeszcze o asku. Zadawajcie pytania. Proszę, śmiało!

15 komentarzy:

  1. no heeeeeeeeeeeeeeeej *mina pedofila nialla* wiem, że się stęskniłaś, za moimi komentarzami hehehe
    on jej się gapił na łóżko xd
    przez to co mi dałaś do czytania we wakacje to coś mi się pokręciło, ale nieważne, już doszłam do tego chyba xd
    I
    JAKIE 'OBIECUJĘ' LOU ZABIJ ICH A NIE, JEDNO 'PUF' Z PISTOLETU I PO DRANIACH A NIE OBIECUJESZ NO I TAK (TU SIĘ DOMYŚL BO JA TO WIEM, TY TO WIESZ ALE INNI CZYTELNICY NIE WIEDZĄ) DETĘ I ALARIC ITD ITD NOM WSZYSCY ZADOWOLENI, KAŻDY WIE I NIE WIE O CO CHODZI XD
    a tak btw. to jak to czytałam to jakoś miałam w głowie 'young and beautiful' lany del rey idk idk czemu hahahaha
    spać mi się chceeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee
    15 komentarzy ma być, to już tylko 14 hehehehehehehehhehe
    a i jeszcze coś:
    UKRADNĘ CI TYCH FOLLOWERSÓW ZOBACZYSZ EHE
    LMAO CHCIAŁABYM:(
    dobra idę, bo znów jeszcze telefon utopisz i będzie bieda
    a zresztą, brat ci nowy da lel

    http://she-is-different.blogspot.com/

    JAAAAAANG END BJUTIFUL
    nic dobranoc wielmożny panie

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo! Chciałam ci podziękować za to że zaczęłaś znów pisać About You! A co do rozdziału to świetne rozdziały piszesz! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny XD uwielbiam Louisa w tym ff ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział xd. Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie napisane
    jeśli możesz to pokilkaj w kliki w poście u mnie!
    http://panmalofel.blogspot.com/2014/10/autumn-vibes-military-pants.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Czadzior :) juz nie mogę się doczekać następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział ♥♥♥ Cieszę się że trafiłam na twój blog ;) Lou jest taki słodki *-* Ja chce już następny :'( Nie każ długo czekać plosee ;p
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam tego bloga! i uwielbiam Louisa, ktory jest taki troskliwy, opiekunczy i kochany...

    OdpowiedzUsuń
  9. Czadowy rozdział. Nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział WSPANIAŁY.Ale Lou mógł by być trochę bardziej takim Bad Boy, a resztę nie mam uwag. :* :* :* <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham twojego bloga! <3 <3 <3 tyle xD :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeju, świetny *.* czemu ja tu wcześniej nie trafilam ?! A będziesz bloga kontynuowac, bo widzę, ze trochę minęło od ostatniego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny, życzę weny i czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń