sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 19 'Zawsze wracam'

Otworzyłam leniwie oczy. Promienie Słońca próbowały przedostać się do pokoju przez zasłony. Złapałam się za włosy, sprawdzając czy są w miarę ułożone. Odwróciłam głowę w stronę szafki nocnej, by zobaczyć, która jest godzina. Niestety nie znalazłam zegarka ani żadnego jego odpowiednika.
Zamrugałam dwa razy. Zaraz. To nie jest mój pokój.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w sypialni Louisa. Spojrzałam przez ramię na lewą stronę łóżka i zobaczyłam jego postać, która najwidoczniej jeszcze się nie zbudziła z objęć Morfeusza. Dlatego usiadłam, a nogi przyciągnęłam do siebie, będąc cały czas pod białą kołdrą. Kierowałam wzrok na wszystko i na nic. To na szafę, na okno czy też na żyrandol. Minęło nie całe pięć minut, kiedy zdałam sobie sprawę, że mama nie wie gdzie jestem.
Wstałam z łóżka, zrzucając z siebie kołdrę i gorączkowo zaczęłam szukać swojej kurtki. Jak na złość wczoraj gdzieś ją rzuciłam i nie wiem gdzie teraz jest.
- Twoja mama wie gdzie jesteś. Nie martw się - usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się w jego stronę, a on z rozbawieniem w oczach i z uśmiechem na twarzy patrzył, jak się trudzę ze znalezieniem telefonu. Podniosłam do góry brwi i podeszłam bliżej łóżka.
- Czyli masz numer mojej mamy, tak?- spytałam ze skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- Na wszelki wypadek.
- Kręcisz z moją mamą?- zażartowałam opadając obok niego. Szybko obróciłam się na brzuch i podparłam rękami o brodę.
On się tylko zaśmiał i zrzucił z siebie okrycie. Uśmiech lekko pojawiał się na mojej twarzy. Jednak z czasem zmalał, ponieważ zobaczyłam w kącie czarnego pająka wielkości okruszka. Pisnęłam, chowając się pod kołdrą. Louis spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach, a zaraz po tym jego wzrok skierował na miejsce gdzie ja się patrzyłam parę minut temu. Zaśmiał się lekko i powiedział:
- Deta, to tylko pająk.
- Weź go, zabierz, wyrzuć, zabij. Wszystko mi jedno- oznajmiłam, nie odrywając głowy od poduszki.
- Ma prawo żyć.
- Tak samo jak chłopak w parku.
Nawet nie wiem kiedy, Louis pojawił się nade mną, trzymając za oba nadgarstki. Wystraszyłam się jego gwałtownego ruchu i patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.
- To było dawno temu i nieprawda.
- Jasne.- Uśmiech wkradł się na moje usta.
- Mhm- mruknął mi do ucha, a ja odsunęłam się trochę, czując jak jego włosy gilgoczą mnie w szyję
- Mhm- przedrzeźniłam go.
Spojrzał na mnie swoimi, niebieskimi oczami z zawadiackim uśmiechem i nawet nie wiem kiedy złączył nasze usta. Zaskoczona oddałam pocałunek. Czuć znowu jego wargi było jak marzenie, na które czekałaś z upragnieniem i wpijałaś się w nie jeszcze bardziej, by tylko nie znikło. Pogłębił pocałunek, wkładając swój język do moich ust. I pomimo tego, że  parę miesięcy temu powiedziałabym, że to jest 'ew', czuję się naprawdę dobrze. Zacisnęłam mocniej oczy i oddawałam się coraz bardziej. Jego usta nawet na chwilę nie odrywały się od moich, by złapać powietrze. Tak jakby pocałunkami zdobywał dla siebie tlen. Położyłam jedną rękę, a potem drugą na jego ramionach, a potem jeździłam nimi po linii kręgosłupa Louisa. Spiął się lekko, przez co przeszedł mnie miły dreszcz. Dotknął swoimi palcami moje policzki, a one jak na zawołanie zarumieniły się.
I nagle cały czar prysł.
Usłyszeliśmy jak ktoś dobija się do frontowych drzwi. Oderwaliśmy się od naszych ust, a Louis spojrzał w stronę korytarza z zirytowaną miną.
- I ty się dziwisz dlaczego mam broń?- spytał dość poważnie, ale z lekkim uśmiechem na twarzy.
Cicho zachichotałam, łapiąc za kołdrę i przykrywając się nią po usta. Moje włosy musiały wyglądać śmiesznie, bo mam je długie, a po nocy wyglądały jakby żyły własnym życiem. Chłopak podniósł się z łóżka i ruszył do drzwi w samych dresach. Ja za to szybko popędziłam do łazienki. Zerknęłam na lustro i wyglądałam normalnie. Moim włosom nie chciało się dzisiaj balować, więc wcale nie były poszargane na wszystkie strony. Miałam dalej trochę widoczny makijaż, bo go nie zmyłam wieczorem.
Wyszłam z pomieszczenia i udałam się na przedpokój. Miałam bose stopy, więc było słychać stuki kiedy schodziłam po schodach.
- Niall? Co ty tu robisz?- spytał zaskoczony Louis, widząc Blondyna przed sobą.
- Też cię miło widzieć Louis- zażartował- Nie pamiętasz? Mieliśmy dzisiaj...- nie dokończył, bo gdy tylko zeszłam ze schodów jego wzrok skupił się na mnie.
No tak. Byłam w samej bieliźnie i koszulce Lou. Złapałam za skrawek ubrania i pociągnęłam go na dół. Jego wzrok nie był palący. Patrząc na mnie nie miał brudnych myśli, po prostu zdziwił się, że tu jestem. Chociaż nie wiem, czy to takie mało prawdopodobne, przebywanie w domu Louisa.
- Ach. No tak. Zapomniałem, poczekaj chwilę- odezwał się Lou, otwierając szerzej drzwi.
Niall skorzystał z gościny i wszedł do środka, gdy Tomlinson udał się na górę. Ja za to schowałam się za wysepką kuchenną, opierając się o nią łokciami.
- Cześć Odetta- uśmiechnął się w moją stronę promiennie, przez co moje zawstydzenie trochę zmalało.
- Hej Niall- odpowiedziałam.
- Przepraszam, jeśli przeszkodziłem, bo wiesz...
- Nie, wszystko jest okej, nie przejmuj się.
- No nie wiem. Louis jakoś nie był wesoły moimi odwiedzinami- oznajmił, marszcząc przy tym zabawnie brwi.
- Uroki poranków.
Parsknął śmiechem, schylając głowę w dół.
- A stało się coś poważnego czy...?- próbowałam dowiedzieć się, gdzie zabiera mojego Lou.
- Nie. To bardziej sprawa związana ze mną. Obiecał mi, że pojedzie ze mną do Watford. A obiecał jakieś trzy tygodnie temu- uśmiechnął się.
- Do Watford? To jakaś godzina drogi stąd.
- No ta. Mieszka tam Roney, najlepszy organizator imprez ever. Potrzebuje jego pomocy.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, kiedy mi przerwał:
- Nie, nie dla mnie. Brat mnie poprosił bym się z nim spotkał i omówił parę spraw dotyczących spotkań- klasnął w dłonie i spojrzał na mnie.
Wydęłam dolną wargę.
- Nigdy o nim nie słyszałam.
- To teraz już usłyszałaś.- Na jego twarzy znów pojawił się szczery uśmiech.
Zaraz po tym pojawił się Louis. Był już gotowy do wyjścia. Poczułam roznoszące się po pomieszczeniu jego perfumy. Zaraz, on wychodził?
- Ej, gdzie idziesz?- spytała nieco skołowana.
Podszedł do mnie i podał mi do ręki klucze.
- Masz całą władzę na domem.
- Ale...- zmarszczyłam czoło.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ dotknął moje policzki i pocałował w usta.
- Wrócę wieczorem.
Och, okej. Wyszli za próg drzwi i zamknęli je za sobą. Stałam jeszcze chwilę i udałam się do sypialni. Zebrałam swoje ciuchy, łapiąc je przez przedramię. Zbiegłam po schodach jeszcze raz do kuchni, ponieważ zapomniałam włączyć czajnika. Zamknęłam drzwi od łazienki i weszłam do kabiny. Woda obijała się o moje spragnione ciało, strużkami rozchodząc się po niej. Każdy płyn pod prysznic był męski, co mnie nie zdziwiło. Bardziej bym się zdziwiła gdybym znalazła płyn dla kobiet. Wyłączyłam wodę i opatuliłam się białym ręcznikiem. Jego rożek włożyłam w ręcznik, by nie spadł na podłogę. Wytarłam włosy, a potem resztę. Ojeju będę wyglądać okropnie bez makijażu. Nie mam żadnych przy sobie kosmetyków oprócz maskary i kredki do oczu. To powinno jak na razie mi wystarczyć. Ale zanim się umalowałam, przebrałam się w swoje rzeczy i rozczesałam włosy. Ułożyłam koszulkę Louisa w kostkę i rozejrzałam się po pokoju. W której szufladzie trzyma ubrania? Otworzyłam pierwszą szufladkę przy której stał wczoraj Brunet. Trafiłam w sedno. Włożyłam tam jego koszulkę, a przy okazji pooglądałam jego inne ciuchy. Zrobiłam mu trochę bałaganu, ale mam nadzieje, że mi to wybaczy. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam na półce i na szufladzie zdjęcia w ramkach. Wzięłam jedno w ręce i uśmiechnęłam się pod nosem. Na zdjęciu był Louis i Niall. Wyglądali na szczęśliwych. Skierowałam wzrok na inne zdjęcia, gdzie również był z Niallem. Byli również z resztą chłopaków, ale najwięcej zdjęć miał właśnie z nim. Musieli by ze sobą bardzo zżyci. Zawsze zazdrościłam osobom, które mają swoją drugą połówkę w formie przyjaciela, któremu możesz się zwierzyć ze wszystkich sekretów jakie cię gnębią. Który będzie stawał po twojej stronie, nawet jakbyś zrobił coś okropnego. Przez całe życie miałam tylko brata. Wspierał mnie jak mógł, ale nie wszystko szło po jego myśli. Nie jestem zła, bo starał się, a ja oddawałam mu to miłością. Chociaż czasami dochodziło między nami do sprzeczek, ale to normalne.
Odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce. Kim ja bym była bez Percii, mamy i Louisa? Byłam już na samym dnie i gdyby nie oni, nie wiem jakbym sobie poradziła. Jestem im bardzo wdzięczna za to.
Jak na zawołanie usłyszałam dzwonek mojej komórki. Rozejrzałam się po pokoju i znalazłam kurtkę. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i nie patrząc na to kto dzwoni, wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?- powiedziałam to co pierwsze mi przyszło na myśl. Nie miałam czasu zastanawiać się czy powiedzieć 'Tak?'' czy 'Słucham?'.
- Witam moją duszyczkę. Jesteś bardzo zajęta?- usłyszałam głos Percii po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć Perc. Właśnie wychodzę do sklepu. Stało się coś?- Zeszłam po schodach do kuchni, złapałam klucze i zabrałam buty, by je założyć.
- Czemu zawsze jak dzwonie myślisz, że coś się stało? Deta, na świecie są też miłe wiadomości, wiesz?- spytała sarkastycznie- Nie, nic się nie stało. Pytam, bo jest niedziela. Nudzę się strasznie...
- Jeśli chcesz mi potowarzyszyć przy robieniu zakupów to zapraszam.- Zakluczyłam drzwi i założyłam na siebie kurtkę.
- To i tak lepsze niż siedzenie w domu. Czekaj na mnie w parku.
                                                                               *
- No, ale wiesz. Gdyby mu na to pozwoliła, to wątpię czy dalej byliby razem- stwierdziła Percia i  włożyła do mojego koszyka paczkę czerwonych skittlesów.
Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się jaki sos wybrać. Trzymałam dwa, małe słoiki wielkości kleju w sztyfcie dla małych dzieci.
- Słyszysz mnie?- spytała.
- Co? Tak, Który wybrać?- spojrzałam na nią, a ona wywróciła oczami.
- Nie wiem. Obojętnie. Do marinary pasuje pomidorowy.
- Okej. To wezmę ten- odłożyłam jeden na półkę, a drugi wsadziłam do koszyka.
Kupiłam jeszcze trochę oliwek i natkę pietruszki. Nie obyło się jeszcze bez działu ze słodyczami, z którego wzięłam landrynki i żelki. Percia zaczęła podśpiewywać 'Calling you', czytając etykietkę jakiegoś produktu.
- Ugh, przez ciebie obejrzałabym Bagdad Cafe- oznajmiłam.
Zabrałam jeszcze makaron z półki i udałam się do kasy.
- Zawsze możemy się spotkać dzisiaj u mnie albo u ciebie- uznała.
- U mnie raczej nie bo...- przerwałam. Louis się chyba nie obrazi, prawda?- Poczekaj.
Wyciągnęłam telefon i napisałam do niego wiadomość.


Przeszkadzałoby ci, gdybym zaprosiła kogoś do domu?


Zaraz po skasowaniu i zapłaceniu za produkty, usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa.


Jeśli 'ten ktoś' to chłopak, to możesz pomarzyć.



Parsknęłam śmiechem i wystukałam na klawiaturze imię przyjaciółki.


Percia.


Nie czekałam długo na wiadomość, co świadczyło o tym, że trzymał telefon w ręce, czekając na to co napiszę.


W takim razie, ok.

                                                                          *
Zaraz po ugotowaniu obiadu i obejrzeniu filmu, Percia się zmyła. Oczywiście, na początku podziwiała jego dom i oglądała każdy skrawek domu. Dowiedziałam się od niej, że Jamie o mnie pytał. Dawno go nie widziałam, a był na serio ładnym chłopakiem. Dziwne by było, gdyby nie miał dziewczyny.
Umyłam ostatni widelec i wytarłam ręce w ręcznik kuchenny. Opadłam na kanapę i ostudziłam gorące czoło ręką. Zamknęłam na chwilę oczy i zachciało mi się spać. Na całe szczęście usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Rozbawione głosy Nialla i Louisa rozbrzmiewały po salonie.
Podniosłam się z kanapy, a Louis uśmiechnął się w moją stronę.
- Myślałam, że nie wrócisz- odwzajemniłam uśmiech, a on przyciągnął mnie do siebie, łapiąc mnie za biodra.
- Zawsze wracam- zażartował.
Przewróciłam oczami i uwolniłam się z jego uścisku.
- Hej Niall- przywitałam się po raz kolejny z chłopakiem, a on kiwnął głową.
- To ja nie będę przeszkadzał- oznajmił Niall.
- Nie, nie przeszkadzasz- powiedziałam, gdy Blondyn obrócił się na pięcie w stronę drzwi- Ja i tak idę do domu.
- Idziesz?- spytał Louis, marszcząc przy tym zabawnie czoło.
- A miałam zostać?
- A dlaczego nie?
- Bo jutro mam szkołę?
- No i?
- No i to, że jutro mam sprawdzian z matematyki i wypadałoby go napisać, a w ogóle nie uczyłam się przez ten weekend- podałam mu jak na tacy argumenty.
- Ugh. Jeden sprawdzian te czy w te, nie robi różnicy.
- Nie dbasz o moją średnią, Louis.
- Ale potrafię zadbać o coś innego- spojrzał w moje oczy, a potem uśmiechnął się, ponieważ zdał sobie sprawę, jak te słowa zabrzmiały.
Moje policzki się zaróżowiły, a ręce splotły się w koszyczek. Unikałam jego wzroku z zawstydzenia.
- Odetta, jak chcesz mogę cię podwieźć.
Odetchnęłam z ulgą, gdy ktoś w końcu się odezwał. A tym ktosiem był Niall.
- Na serio?- spytałam.
- Tak, czemu nie?
- Dzięki. Poczekaj, znajdę tylko kurtkę.
- Tę kurtkę? - zapytał Louis, trzymając ją w ręku.
- Tak te- odpowiedziałam.
Złapałam ją za rękaw, a potem założyłam na siebie. I już miałam wychodzić za Niallem, kiedy szybko podbiegłam do Louisa i łapiąc jego policzki dwiema rękami, złożyłam na jego wargach pocałunek.
Wsiadłam do samochodu Nialla i gdy zapinałam pas, chłopak ruszył. Zupełnie inaczej prowadził niż Louis. Lou zazwyczaj trzyma tylko jedną ręką kierownicę, a drugą biegi, albo opiera ją o szybę samochodu. Niall za to jeździł płynnie i ostrożnie co mi się bardzo spodobało, bo z reguły jestem strachliwą osobą.
- Długo się znasz z Louisem?- spytałam, by nie nastąpiła cisza.
- Od dzieciństwa- uśmiechnął się delikatnie.
- Wieczna przyjaźń?- Bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Dokładnie.
- Wiesz, może cię urażę albo i nie, ale nie wyglądasz na Brytyjczyka.
- Zauważyłaś. Większość dziewczyn właśnie uważa mnie za niego. Pochodzę z Irlandii.
- Jejć, serio? Nie przyszło mi to do głowy- zrobiłam facepalma.
- I tak masz punkt, że zauważyłaś.
- Ej, skoro pochodzisz z Irlandii, to jak się poznałeś z Louisem?
- To dość zabawna historia. Gdy miałem cztery lata, przeprowadziliśmy się tutaj z rodzicami, bo ojciec dostał tu pracę. Mieliśmy sąsiadów, którzy mieli dziecko dwa lata starsze ode mnie. Nie lubiliśmy się na początku i uprzykrzaliśmy sobie życie jak się tylko dało. Wpadliśmy potem na pomysł i wysyłaliśmy sobie karteczki. Najpierw były same obraźliwe zdania, ale później zaczęliśmy normalnie korespondować, chociaż mieszkaliśmy obok siebie. Potem zaczęliśmy razem wychodzić na dwór, bawiliśmy się razem, a potem nie mogliśmy bez siebie żyć. Teraz mam już dwadzieścia jeden lat i dalej muszę znosić tego idiotę.
Parsknęłam śmiechem.
- Tutaj mieszkasz? - spytał, wyrywając mnie z zadumy.
- Tak. Nic wielkiego. Dzięki za podwiezienie i za kawałek twojego dzieciństwa.
- Nie ma sprawy.
- Dobrej nocy- powiedziałam i otworzyłam drzwi, by wyjść.
- Nawzajem- odpowiedział, a ja wyszłam z samochodu.












__________________________________________________________________
Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Nie wiem co mam napisać. Jest mi tak głupio i czuję się beznadziejnie. Tyle rzeczy zmieniło się przez ten czas, że nie byłam w stanie dalej tego prowadzić. Myślałam nad zawieszeniem, ale nie mogłam tego zrobić, ponieważ każdego dnia starałam się coś wydukać na klawiaturze. Ale któregoś dnia, gdy spojrzałam na Lou pomyślałam
'Jak mogłaś odpuścić i odejść od czegoś do czego dążyłaś?' Strasznie trudno mi było wrócić do czegoś co już nie jest całkowicie moje. Bardzo trudno piszę się, gdy to nie sprawia ci przyjemności. Ale ten okres mam już za sobą i dociągnę do końca to ff choćbym miała skonać ze zmęczenia. Nawet nie wiecie ile rzeczy się zmieniło przez ten czas! Ja się zmieniłam, ludzie dookoła mnie się zmienili. Wszystko. Przeczytałam każdy komentarz pod poprzednim rozdziałem. I ten kto napisał ten komentarz dotyczący mojej osoby uraził mnie, ale ma ten ktoś rację. Pomimo tych 15 komentarzy, nie zrobiłam nic, ale nie potrafiłam pisać. Wszystko wychodziło 'suche' i parę nocy przepłakałam, bo zdałam sobie sprawę jaką jestem okropną suką.  I jak 'ten ktoś' napisał, że nie będzie czytać mojego PRZEREKLAMOWANEGO I OKLEPANEGO bloga, pomyślałam, że nie mam po co wracać. Ale potem pomyślałam, że gdyby niektóre gwiazdy postąpiły tak jak ja nie miałyby nic.
Dlatego jestem. Trochę o późnej godzinie, ale jestem.
Przepraszam każdą osobę z osobna za moją podłość.
Czy będzie wam przeszkadzać jak będą dwa rozdziały na miesiąc? Po lewej stronie będziecie widzieć, kiedy pojawi się następny. Wszystko będzie wiadomo co i jak. Oczywiście jeśli ktoś tu jeszcze jest.
Proszę, pokażcie mi, że jesteście, bo inaczej się rozpadnę na kawałeczki przez moją głupotę.
Przepraszam was tak bardzo.
*za każdy błąd również przepraszam.



11 komentarzy:

  1. Jestem!!!! Wiernie czekałam na rozdział i doczekałam się. Ciesze się, że wróciłaś, bo twoje opowiadanie jest boskie! Dzisiejszy rozdział jest extra, bardzo mi się podoba. Nie dołuj się tak, bo to nie prawda co inni o tobie piszą. Niektórzy ludzie pobprostu nie wiedzą, jak to jest nie mieć weny. Czekam na nexta Dominika :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O boze w koncu!!! <3 JAKIE TO SŁODKIE JEJKU <3 ciesze sie ze wrocilas. ;)) czekam z niecierpliwoscia na nn <3333!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny ^^ ale zaczleas robić sporo błędów językowych, pamiętaj żeby wszystko dokładnie przeczytac po napisaniu! I trochę to dziwne ze jej nie martwi że Louis kogoś zabił.. Przecież to nie jest błahostka. Nawet jeśli to mialo być w dobrej wierze (jeśli takie cos w ogóle istnieje) to jest to olbrzymie brzemię, które ciąży na sumieniu. Tego nie rozumiem, ale reszta jest lekka i nawet fajna :) I nie przejmuj się, każdy ma czasem blokadę twórczą ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem i zawsze będę. Ten rozdział naprawdę jest fantastyczny, bardzo mi się podoba ! Ale przydałaby się, jeszcze jedna mała kłótnia Louisa z Odettą, tak tylko, żeby zobaczyć jak wiele znaczy dla Louisa 😂😂 :D Nie jestem zla za to, ze tak dlugo nie bylo rozdzialu ; ) a teraz gdy wrocilas nie musze tęsknić :* next next ! Kochana !

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem tu!!! O boże, jak ja tęskniłam! Dziękuje, dziękuje, dziękuje ze dodałaś nowy rozdział. Nareszcie! Świetny rozdział a Loui taki słiiiit! Oby poszło im dobrze. Niech będą razem. Fauny pomysł z tym ze będą rozdziały zapowiedziane na dane daty. Przynajmniej będę wiedziała a nie codziennie zakładała jak głupia. Przynajmniej nabilam trochę wyświetleń :) :) ;) . czekam z niecierpliwością na następny komentarz. Mam nadzieję że bedzie jak najszybciej. Już chce go przeczytac. Tesknilam. I pamiętaj nawet jeśli bedzie tylko piec osób to przynajmniej tyle. To też cos. Kocham cie i jestem i będę. Oczywiście nie gniewam się na ciebie, bo wiem jak to jest jak się nie ma weny. A jak jeszcze dojdzie szkoła to juz masakra. Tymbarzdziej ze w zimie dzień jest krótki. No yo do zobaczenia. Czekam na next! I love you!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. WOOOOW. Co tu się dzieje :)
    Trochę niepokojące, że oboje tak lekko podchodzą do odebrania komuś życia...
    I też... nie wiem, jak inni, ale ja bym była zła, że chłopak zostawia mnie w swoim domu, samą, wychodząc z kolegą czy nawet przyjacielem...
    A jednak jestem zauroczona ^^ Ach... te wspomnienia z dzieciństwa :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przejmuj sie kochana . Bd czekala na rozdzialy tak dlugo jak bd trzeba . :) Super ten rozdzial . Taki zwyczajny, prawdziwy. Swietny . I nie przejmuj sie tym "ktosiem" jak widac nie ma swojego zycia i nie rozumie ze ktos nie zawsze ma czas albo checi .

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem! Często sprawdzałam czy dodałaś nowy rozdział i w końcu się doczekałam :3. Bo grunt to cierpliwość, nwm jak niektórzy mogą pisać takie obraźliwe komentarze. Po prostu nie przejmuj się nimi <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej zostałaś nominowana do Libster Award.
    Więcej informacji jak i pytania znajdziesz na:
    http://not-only-strangers-can-harm.blogspot.com/2015/02/libster-award.html
    Yay.... Kocham tego bloga :***

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zwykle genialny rozdział, nie mogę doczekać się nexta <3

    Serdecznie zapraszam wszystkich lubiących opowiadania z nutką tajemnicy i fantastyki na opowiadanie Crazy mind oraz jego drugą część, Another mind.
    http://haveyougotcrazymind.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń