piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 22 'Wiem, kiedy kłamiesz.'

*klik*
W domu rozległo się rytmiczne pukanie do drzwi. Nikogo się dzisiaj nie spodziewałem, a nawet jeśli byliby to chłopaki to na pewno by nie pukali. Schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni i podszedłem pod miejsce gdzie natarczywe stukanie w drewnianą powierzchnię drzwi nie ustawało.
Otworzyłem je mocniej i bardzo się zdziwiłem, gdy osoba, która dobijała się do mojego domu była moją siostrą.
- Co ty tutaj robisz?- zmarszczyłem czoło, wyczekując odpowiedzi.
Lottie westchnęła, a jej oczy zmrużyły się pod wpływem szerokiego uśmiechu jaki zawitał na jej twarzy. Zaraz koło niej stanął Todd. Był wyższy od niej o połowę.
- Znaczy robicie?- poprawiłem się, gdy zauważyłem jego obecność.
Weszli do salonu nie mówiąc ani słowa. Todd usiadł na kanapie, a Lottie rozglądając się po pokoju, stała i nad czymś głęboko myślała, jednak zakrywała to swoim pięknym uśmiechem. Dopiero jej narzeczony złapał ją za rękę i ruszył brwiami, by dosiadła się do niego.
Usiadłem niewzruszony na przeciwko nich i czekałem na to co mają mi do powiedzenia. Ostatnio z siostrą widziałem się w lutym i od tego czasu kontakt się urwał, więc nie miałem bladego pojęcia po co tu przyszli. Może coś się stało? Albo potrzebują kogoś do pomocy, zresztą jak zwykle?
- Ja...- zaczęła Lottie i złapała się ręką za kolano- To znaczy my...
- Do rzeczy- rzekłem.
Spojrzała na Todda i przygryzła ze zdenerwowania wargę.
Zawsze była zdecydowana jeśli chodzi o powiedzeniu komuś prawdy, a teraz kiedy dumała i nie umiała dobrać słów, wiedziałem, że sprawa jest dla niej ważna.
- Chcieliśmy zaprosić Cię na nasz ślub.
Wpatrywałem się w nich, jakby nic nie powiedzieli parę sekund temu. Układałem sobie wszystko w głowie co wiążę się z ich ślubem. Jedyna rzecz, która siedziała we mnie jak drzazga obaliła wszystkie pozytywy pójścia na jej wielki i ważny dzień.
- I myślicie, że przyjdę?
Wymienili się wzrokiem.
- Śmieszni jesteście- parsknąłem.
Wywróciłem oczami i udałem się prosto do kuchni. Nie miałem zamiaru im mówić, żeby sobie poszli, chyba mój gest dał im jasno do zrozumienia, że nie chcę ich już widzieć. Lottie pobiegła za mną i stanęła na przeciwko mnie.
- Louis...
- Odpowiedz mi na jedno pytanie...- Odwróciłem się do niej, by zobaczyła moja twarz.- Będzie tam Filiph i Odelia?
Zrobiła smutną twarz i odwróciła wzrok. Usłyszałem jedynie głuchą ciszę z jej strony.
- Nie ma mowy, że przyjdę.
- Ale Louis nie możesz tak. To są nasi rodzice.
- Twoi.
- Nie możesz się ich wypierać!
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem w oczach. Zrozumiała wagę słów, które wypowiedziała, bo po chwili z jej ust wyczytałem nieme 'Przepraszam'.  To takie dziecinne rozpamiętywać złe rzeczy z przeszłości. To takie idiotyczne, że ktoś te sytuacje stworzył.
- Zrobisz jak uważasz- oznajmiła po dość długiej ciszy i zostawiła białą kopertę na blacie.
_________________________________________________________________

Popołudnie wydawało się być spokojne. Na niebie widniały pojedyncze chmury, a słońce grzało moją skórę. Siedziałam na podwórku razem z Loganem i rozmawialiśmy na różne tematy. Wszystko zaczynało się już zmieniać. Trawa powoli się zieleniła, a na dworze był większy gmach.
- Wiesz, ostatnio sobie tak myślałem o tobie i w ogóle o wszystkim...
- Uu... A o czym dokładnie?- spytałam dopijając do końca lemoniadę.
Skrzywiłam się, gdyż na dnie pozostał tylko roztopiony lód, a smaku lemoniady dawno już nie było.
- Tak, wiem, zaraz powiesz to słynne 'Loogaaann...', więc proszę daruj sobie. Możesz to zrzucić na nadopiekuńczość czy coś takiego.
Uśmiechnęłam się i ścisnęłam mocniej kubek. Nie wiem dlaczego. Może z obawy przed tym co mi powie? Chciałam wyjść naturalnie, by nie pokazywać mu, że zaciekawiło mnie to co powiedział.
Zacisnął wargi, a po chwili ze zmarszczonymi brwiami powiedział:
- Ten twój Louis, nie? On nie jest typem grzecznego chłopaka?
Parsknęłam śmiechem:
- Świetnie, że zauważyłeś.
Otworzył usta, by coś jeszcze dodać, ale nic z nich nie wyleciało. Bądź co bądź zdenerwowało mnie, że cały czas myśli o moim życiu. Ja nie wchodziłam w jego drogę to dlaczego on tak uparcie lgnie do moich spraw?
- Myślałem, że wybierzesz coś w swoim typie.- Rozciągnął nogi i włożył ręce do kieszeni bluzy.
To aż tak diametralnie różnię się od Louisa? Przecież to nie jest nic złego, jeśli dwie osoby są inne, ale pasują do siebie jak puzzle. Wiem jaka jestem i wiem jaki jest Louis, ale nie przypuszczałabym, że różnice charakterów tak bardzo widać.
-To on cię wybrał, prawda?- wpatrywał się we mnie uważnie, jakby miał zaraz usłyszeć odpowiedź wartej Nobla.
Przytaknął głową, kiedy się nie odezwałam. Moja cisza wystarczyła mu, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że to o co się spytał było prawdą.
Usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Odstawiłam kubek na stolik i natychmiast złapałam telefon w swoje ręce.

Jesteś dzisiaj zajęta? Louis xx.

Nie. Stało się coś?

Nic czym powinnaś się martwić. Jeśli masz czas, przyjdź. 

Najpierw Logan teraz Louis. Zwariować można. Czyli jednak coś się stało. Nie miałam zamiaru go wypytywać przez telefon, bo uznałam, że lepiej będzie dowiedzieć się wszystkiego prosto od niego. Zmieniłam bluzkę, założyłam buty oraz kurtkę. Wyszłam na zewnątrz. Było gdzieś około siedemnastej, więc niektóre dzieci jeszcze bawiły się na dworze. Wykrzykiwały swoje imiona, śmiały się. Dzieci są czymś cudownym. Uszczęśliwiają cię wtedy, kiedy się tego nie spodziewasz. Nawet siedząc w domu, gdy słyszysz ich wesołe śmiechy zdajesz sobie sprawę, że cieszące się życiem i świeżym powietrzem dzieci jeszcze nie wyginęły.
Byłam już na miejscu. Zapukałam dwa razy. Nie musiałam długo czekać, bo Louis zaraz otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
Podążyłam za nim do salonu. Był jakiś inny. Nieobecny, jakby jakaś myśl dręczyła jego umysł. Zaniepokoiłam się, ponieważ nigdy nie widziałam go w takim stanie, albo po prostu dobrze to ukrywał.
- Louis... Coś się stało?- spytałam, układając ręce w koszyczek.
Nie odezwał się tylko podsunął w moją stronę białą kopertę. Zmarszczyłam czoło i wzięłam ją w swoje ręce.
- Co to?- spytałam, oglądając ją ze wszystkich stron.
- Zobacz.
Otworzyłam ją delikatnie, jakby była zrobiona ze szkła i wyjęłam list w bladoróżowym odcieniu. Zaczęłam czytać na głos:
- Serdecznie zapraszamy Louisa Tomlinsona z osobą towarzyszącą na ślub, który odbędzie się... Louis to cudownie! Ale, kto to Lottie?- spytałam podekscytowana. Moje oczy rozszerzyły się wraz z uśmiechem.
- Moja siostra- odpowiedział niewzruszony.
- Nigdy nie mówiłeś, że masz siostrę.
- Bo nie pytałaś.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Nieważne. Jeju to wspaniale. Będziesz w garniturze i...- nie dokończyłam, ponieważ mi przerwał.
- Nie idę- rzekł.
- Co?- spytałam zszokowana.
Skoro to jego siostra to powinien się pojawić nawet jeśli się pokłócili. Ciężko go czasami zrozumieć. Jest tajemniczy i wiele jeszcze skrywa, a to co mi powiedział wczoraj to jest pewnie tylko namiastka tego co u niego siedzi. Nie jest jeszcze ze mną do końca szczery.
- Nie będę tam szedł- powiedział, jakby to miało zakończyć całą naszą rozmowę.
- Dlaczego? To twoja siostra, powinieneś pójść.- Rzuciłam zaproszeniem na kanapę.
- Nie pójdę tam Odetta, rozumiesz?- podniósł głos.
- Ale Lottie...
- Nie obchodzi mnie co chcę Lottie. To jest moja sprawa.
- W takim razie dlaczego nie chcesz tam pójść?!
- Nie będę na jakimś idiotycznym ślubie mojej siostry, bo ona tak chce! Poza tym większość z zaproszonych mnie nie pamięta, a jak mnie zobaczą będą zadawać setki pytań o tym czy wszystko ze mną w porządku. Nie pomogli mi przez całe to piekło, a teraz będą zgrywać przejętych? Odetta, nie mam ochoty wysłuchiwać o tym jaki to jestem wspaniały, bo sobie poradziłem. Nic już nie jest takie same jak kiedyś i nigdy nie będzie, dlatego nie chcę tam być.
Wpatrywałam się w niego z zaskoczeniem. Nie wystraszyłam się jego wybuchu, bo to pozwoliło mi zrozumieć parę rzeczy. Ale wyczułam, że to nie jest całkowicie to. Gdyby tak było, Louis po wypowiedzeniu tych słów odpuściłby, a jednak dalej był przejęty.
- Nie wierzę, że to jest jedyny powód, przez który nie chcesz tam iść.
- Dlaczego tak uważasz?
- Nie patrzyłeś mi w oczy- powiedziałam po chwili.
Wpatrywał się na mnie zbity z tropu. Zawsze jak coś mówił patrzył wprost na mnie, bym zrozumiała powagę słów i wzięła je sobie do serca. A teraz unikał mojego wzroku jak się tylko dało.
- Louis znam cię nie od dziś i wiem kiedy kłamiesz, a kiedy mówisz prawdę.
- Nawet jeśli... A zresztą. Nie powinienem cię w to wciągać, to nie jest twoja sprawa i nie powinnaś się tym interesować.
- Powinno, bo jestem twoją...
Zamyśliłam się. Nigdy nic o tym nie wspominaliśmy, więc nie wiedziałam czy takie słowo jest na miejscu. Spotykaliśmy się i to nawet dość często, ale nigdy nie wypadło to słowo z jego ust. Skierowałam wzrok w dół i powiedziałam:
- Masz racje nie powinnam się tym interesować.
Patrzył na każdy mój ruch, bo nie wiedział czego ma się po mnie spodziewać. Wyminęłam go i chciałam stamtąd wyjść. Już prawie dotykałam klamki, gdy usłyszałam jak Louis wypowiada moje imię i łapię za rękę, odwracając mnie przodem do niego. Złapał mnie oburącz za twarz i podniósł ją, bym patrzyła mu w oczy.
- Jesteś moja i zapamiętaj to.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Spuściłam głowę, gdy poczułam jak moje policzki zaczynają się rumienić.
- Jesteś ze mną cały czas i mam syndrom troszczenia się o ciebie.
Parsknęłam śmiechem przez jego uwagę.
- Ale to wcale o tym nie świadczy.
- Może nigdy ci tego nie mówiłem, ale jesteś jedyną dziewczyną, na której mi zależy- powiedział poważnie.
Ponownie na niego spojrzałam i wolno, bez pośpiechu zawiesiłam mu ręce na karku. Objął mnie w talii i podniósł. Czułam to przyjemne ciepło w sercu razem z motylkami w brzuchu. Skierował się w stronę kanapy. Zrzucił z niej kopertę, a zaraz po tym położył się, a ja na nim.
Dotknęłam jego ręki palcami i jeździłam nią po całej jego dłoni. Zależy mu na mnie. To takie niepojęte. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, a on, chłopak zupełnie z innego, nieznanego mi świata mówi, że jestem jego dziewczyną.
Wszystkie osoby płci żeńskiej z mojej szkoły zazdroszczą mi tego, że chodzę z chłopakiem, który jest przystojny, w jakiś sposób niebezpieczny i pożądany przez inne, ale nie widzą w nim tego co widzę ja. Pod maską Louisa kryje się wiele nieszczęść i przeszłość, która chodzi za nim na każdym kroku. Nie pamiętają o tym, że on też ma serce. I to najwspanialsze z jakim kiedykolwiek miałam styczność.
- Louis?
- Tak?
- Jesteś jedynym chłopakiem, który mi to powiedział.














___________________________________________________________________

Dla wyjaśnienia! Poprawiłam na 10-11, bo wiedziałam, że pewnie dodam po 00, więc nie gniewajcie się:)
Jak szybko też czas zleciał nie uważacie? Pamiętam jak we wrześniu omawialiśmy wycieczkę do Warszawy, a tu proszę już za 3 dni będę zwiedzać jej zabytki.
Niewiele nam zostało do wakacji. Już się nie mogę doczekać wolnego! Yay!
A jak z wami? Mam nadzieje, że wszystko okej:)
A co do rozdziału to jak widzicie....:)))
Nie będę was już dłużej zanudzać. Mam nadzieje, że wam się podobało i to jest najważniejsze.
*Za błędy przepraszam.




7 komentarzy:

  1. Podoba mi sie ! 😍😍 Next kochanie

    OdpowiedzUsuń
  2. swietnty jest . :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział. Zawsze cieszę się kiedy go dodajesz więc pisz szybciutko bo to jedenz moich najlepszych blogów. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Plisssss szybko next !!!!!!!!!!!!!!!!!!
    ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    ~Irish

    OdpowiedzUsuń
  5. Super czekam z niecierpliwieniem na next:)

    OdpowiedzUsuń